Opadając bezwładnie coraz głębiej i głębiej,
serce biło coraz wolniej i słabiej. Zimno przestało przeszkadzać. Ból przestał
mieć znaczenie. Niebezpieczeństwo, bezradność, niemoc, paraliż i pustka, i
koniec, nie było już nic. Granica woda-powietrze już dawno się zatarła.
Ciemność pochłonęła jej ciało.
Przed oczami pojawiła się uśmiechnięta twarz
Euralii. Sprawiło jej to niewyobrażalny wewnętrzny ból. Nie mogła sobie darować
tego, że ją zostawia zdaną wyłącznie na siebie w tych ciężkich chwilach. Nie
mogła już teraz nic zrobić. Stało się.
Zamknęła powoli oczy. Wypuściła powietrze.
Woda dostała się do płuc. Zaczęła wypełniać jej kruche ciało od środka.
Skostniała, stanowiła już tylko nic nie znaczącą rzeźbę, cząstkę świata, która
musiała pójść w zapomnienie.
Nie panikowała. Była spokojna, pogodzona z
losem. Nadzieja ją opuściła.
Wtedy zobaczyła mamę. Krzyczała coś.
Histeryzowała. Gestykulowała. Była blada. Przerażona. Usłyszała jej głos:
-Nie! – dźwięk przeszył jej ciało jak igła,
wzdrygnęła się. – Walcz! Nie dawaj za wygraną! Nie możesz! – rozbrzmiało echem
w jej głowie.
Otworzyła oczy. Zebrała się w sobie.
To szaleństwo, przemknęło jej przez myśl.
Była już jedną nogą w grobie.
Obudziła się w niej chęć walki. Nie mogła
zostawić tego świata. Jest jednak jego częścią. Każda część jest na wagę złota,
bo bez części nie da się złożyć całości. Świat nie będzie funkcjonował jak
dawniej, gdy jej zabraknie.
Wykonała kilka szybkich i mocnych ruchów.
Ostatkiem sił brnęła coraz wyżej. Wróciła iskra nadziei. Uderzyła się w piętę o
jedną ze ścian. Zaklęła w duchu. Poczuła, że cegła, w którą uderzyła lekko
wcisnęła się. Wypłynęła na powierzchnię. Chwytała powietrze pełnymi płucami.
Kaszlała. Wypluwała wodę. Trzymała się. Nadal żyła.
Udało się, pomyślała. Nie przegram. Nie
mogę. Nie zrobię wam tego. Nie pójdę na rękę wszystkim tym, którzy tego chcą.
-Pomocy! – krzyknęła.
Ból rozrywał jej ciało. Przeżywała najgorsze
chwile swojego beznadziejnego życia. Postanowiła, że cała bezsensowność nie
może być widoczna i w chwili jej śmierci. Umrze kiedyś z godnością, bo ten akt
ma być przecież uroczysty i honorowy. Czemu ma ginąć przez własną głupotę?
Złapała powietrze, zyskała siłę, krzyknęła
jeszcze raz i zanurkowała.
Szaleństwo, pomyślała.
Przejechała dłonią po wklęsłej cegle i
usunęła z niej osad. Jej oczom ukazała się złota błyskawica. Serce zabiło
szybciej. Jakaś lampka zapaliła się w jej głowie. Nagle odzyskała resztki sił.
Zaparła się nogami o drugą ścianę i zaczęła wciskać cegłę w głąb muru, ale ta
nie chciała się już dalej ruszyć. W końcu dobiła do końca. Poczuła ulgę. Obok
otworzyła się skrytka. Nie zwracała uwagi na to, co tam jest. Wepchnęła to w
kieszeń spodni i zamknęła klapę. Cegła powróciła na swoje miejsce. Wynurzyła
się, zachłystując się mieszanką wody i powietrza.
-Pomocy! – zaczęła krzyczeć ile sił w
piersi. – Czy ktoś mnie słyszy?
-Halo! – krzyknął ktoś z góry.
Serce zabiło mocniej. Wewnętrzne
ciepło rozeszło się po ciele.
-Dziękuję mamo. – wyszeptała ze łzami w
oczach.
Kamień spadł jej z serca. Uśmiechnęła się, dostrzegając
sens egzystencji. Świat zamienił się jasnymi kolorami. W końcu coś nabierało
sensu.
U wylotu studni, jedynym okienku łączącym
Lilę z życiem, pojawiła się drobna głowa starszej kobiety. Musiała być niska.
-O rety! Panienko! Co też panienka tam
wyprawia?! – słuchać było babciny głos, a w nim oczywiste zdziwienie.
Kobieta błyskawicznie zaczęła spuszczać w
dół wiaderko.
- Niechże panienka się chwyci to panienkę
wciągnę! – krzyczała.
-Jeszcze trochę w dół! – odkrzyknęła dziewczyna.
Lila wciągnęła jedną nogę do wiaderka i
chwyciła się mocno liny.
-W górę! –krzyknęła do kobiety.
Im wyżej się wznosiła tym bardziej
odczuwalny stał się wiatr smagający jej mokre ubrania.
Wreszcie wyszła na bruk. Nie mogła ustać. Podpierając
się o ścianę studni spojrzała martwo na kobietę. Jej ciałem rzucały drgawki.
-Rety, rety! – zdziwiła się kobieta.
Była to starsza osoba o siwych, kręconych
włosach i niebywale niebieskich oczach. Ubrana była w białą kurtkę, spódnicę i
brązowe buty. Wokół szyi zawiązaną miała grubą chustę.
-Niech panienka otuli się w tę chustę! –
wymamrotała kobieta i zaczęła ja owijać. – Trzeba na pogotowie!
Lila nie miała siły się odezwać. Otulona w
ciepły materiał, czuła jak opada z sił. Ból napierał na jej czaszkę. Kręciło
jej się w głowie. Mroczki fruwały przed oczami.
-Grypa na zawołanie! Proszę ze mną do domu.
– powiedziała. – Tam mieszkam! – mówiła, wskazując na kamienicę obok ratusza. –
Ze mną, ze mną! –założyła sobie za szyję lewą rękę Lili i niemal dźwigała ją
przecinając rynek. –Ta dzisiejsza młodzież nie myśli! Co też za pomysły macie w
tych głowach! Gdy byłam w waszym…
Słowa wypowiadane przez kobietę zaczęły
ginąć w powietrzu. Lila nie wiedziała, co się dzieje. Straciła kontakt ze
światem. Wszystko stało się rozmazane, a nogi same włóczyły się po ziemi,
przebierając mozolnie raz jedna, raz druga.
Gdy powróciła do niej świadomość, leżała na
miękkiej kanapie. Była owinięta grubym kocem i przebrana w jakieś suche
ubrania. Pierwsze, co do niej dotarło to ciepło, potem swoboda oddychania i
spokojny rytm bijącego serca.
Pokój, w którym się znajdowała był jasnoróżowy
i bardzo ładnie umeblowany, nieco staromodnie. Na podłodze leżał bordowy dywan,
po środku stały dwa fotele i stolik do kawy. Jedna ze ścian zakryta była
ciemnym, drewnianym kredensem. Przy innej stały kwiaty. Przy kolejnej niskie
szafki.
Usłyszała hałas. Uniosła lekko głowę
spoglądając przez szeroko otwarte drzwi do kuchni. Widząc starszą kobietę,
opadła bezsilnie na miękką poduszkę.
-Dobrze, że się panienka ocknęła. –
usłyszała. – Zaraz będzie tu pogotowie i lekarze zaradzą coś na panienki stan.
Szurając kapciami, dotarła do dziewczyny,
niosąc na tacy ciepłą herbatę z cytryną i postawiła ją na taborecie obok.
-Och, dziecko! Żebyś ty widziała jak
wyglądasz! –zdramatyzowała kobieta. - Powiedz mi teraz, co ty w tej studni
robiłaś? – spytała..
-Stałam, poślizgnęłam się i wpadłam. – wyrzuciła,
z trudem wydobywając głos.
-Och, kochana jak mogłaś być tak
nieostrożna?- spytała kobieta.
-Sama nie wiem, jak to się stało. – odparła.
-Wybacz dziecko! Z tego wszystkiego
zapomniałam się przedstawić! – powiedziała kobieta po chwili ciszy. – Nazywam
się Halina Menstok.
- Lila Birthday. – wysapała.
Nie chciała się odzywać. Była słaba.
Pragnęła, aby kobieta sobie poszła i dała jej spokój.
-Ta
Birthday?- zdziwiła się kobieta. – Ta z Willi na urwisku Setar?
-Tak ta, ale nie przypominam sobie żebym
panią znała. – odpowiedziała ostro, dając natarczywej pani do zrozumienia, że
chce odpocząć.
-Och, nie panienko! My się nie znamy. –
zaczęła kobieta, nie odbierając jej aluzji. – Ja mam bank, w którym pracuje
twoja mama.
Lila wysiliła się do myślenia i dała z
wygraną. Odpocznie po śmierci.
-A jak mama? – spytała kobieta. – Nie było
jej już kilka dni w pracy. Co z nią?
-To pani nie wie? – zdziwiła się Lila i
powoli usiadła.
Ujęła w dłonie kubek i wzięła parę łyków.
-Nie, panienko, a o czym mam wiedzieć?
-Mama miała zawał. Leży w szpitalu.–
posmutniała, przypominając sobie ten wypadek.
-O mój Boże! Co też panienka mówi? – zdenerwowała
się kobieta. – To z kim wy teraz jesteście? Dużo mi o was wasza matka
opowiadała.
-My… Teraz… Same. – wydusiła Lila, kaszląc.
-Jak to same? To ja się wami zajmę!
-Nie, nie trzeba! Naprawdę! – zaprotestowała
Lila.
-Ależ panienko! Jak to nie trzeba twoja
siostra zostanie z tym sama… - kobieta nie dokończyła, bo przerwał jej dzwonek
do drzwi.
Lekarze weszli do środka bardzo ociężale.
Nie wykazywali żadnej serdeczności, ani chęci pomocy. Wszystko robili z łaski i
od niechcenia. Byli gburowaci.
Doktor zbadał dziewczynę,
przepisał leki i wytłumaczył jak ma je zażywać, po czym zaczął się wycofywać z
powrotem do karetki.
-Nie trzeba z nią jechać do szpitala!? –
oburzyła się Halina.
-Nie ma sensu. To nic poważnego. – odparł
inny lekarz.
-Dziewczyna jest wyziębiona!
-Jak pani wie lepiej to po co pani nas
wzywała. – przeszył ją zimnym wzrokiem.
Na szczęście trzeci z grupy obiecał, że
zabiorą je na urwisko. Chociaż on jeden, najmłodszy, najmniej doświadczony miał
dobre serce i prawdziwą chęć niesienia pomocy innym.
-Tydzień w łóżku i będzie po sprawie. –
powiedział cicho do Lili, jasne kosmyki włosów przesłoniły jedno z brązowych
oczu. – To nic poważnego, nie ma się czym martwić. Na przyszłość bądź bardziej
ostrożna. – położył jej rękę na kolanie, zamknął oczy.
Lila nie zwracała uwagi na cały ten
otaczający ją cyrk. Miała wszystko w poważaniu. Chciała być w domu i zacząć
następny dzień w spokoju tak jak zawsze. Poczuła rozchodzące się po jej ciele
ciepło. Odebrała falę pozytywnej energii i doładowania.
Gdy siedziała w karetce przyglądała się z
zaciekawianiem młodemu mężczyźnie, ale ten nie zwrócił już więcej na nią uwagi.
Ten ułamek sekundy przyniósł coś niezrozumiałego. Jedno dotknięcie i
uzdrowienie. To na pewno tylko stan umysłu. Wyczerpanie mieszało jej w głowie.
Rzeczywistość zlepiała się ze snem. Nieporozumienie.
Gdy dojechali na miejsce Euralia i Kapi
siedzieli na schodach przed domem.
-Boże, Lila! – wykrzyknęła Euralia,
dostrzegając Lilę wychodzącą energicznie z ambulansu i zerwała się na równe nogi.
-Dziękuję panie doktorze! – podziękowała
pani Halina. – Ja się nimi zajmę!
Lila kroczyła szybko w stronę siostry.
-Tak, tak wszystko będzie pod kontrolą. –
słyszała jeszcze ostatnie słowa Haliny. – Nie, nie trzeba…
Siostry rzuciły się w objęcia.
-Co się stało? – powiedziała cicho Euralia
do ucha Lili. – Kim jest ta kobieta?
Trząsnęły drzwi od karetki, która szybko
pomknęła w dół urwiska.
-Witam panienko, jestem Halina Menstok.
Pracuję z twoją mamą i wyłowiłam twoją siostrę ze studni. – odrzekła kobieta.
-Ze
studni?- zdziwiła się Era i wysunęła się z uścisku siostry.
-Och, to długa historia Era. Potem ci
wszystko wytłumaczę. – wtrąciła się Lila i zajęła się kaszlem.
Dziewczyna widząc Kapiego przy Euralii,
poczuła ogromną potrzebę, aby był przy niej Jacek. Świadomość, że wszystko
coraz bardziej się sypie nie pozwalała jej dalej normalnie żyć.
Gdzie jest ten idiota i co się z nim dzieje,
zastanawiała się czując wściekłość na cały świat.
Niestety on coraz mniej się nią przejmował.
Zbywał ją dla byle czego. Czas spędzony razem nie dawał już takiej satysfakcji.
Rozmowa psuła się po wymianie zaledwie kilku zdań. To nie był już ten sam
chłopak co kiedyś. Przestało mu zależeć, tylko ona nie potrafiła znaleźć powodu
czemu. Co zrobiła nie tak? Jaki błąd popełniła? Brakowało jej go coraz bardziej
z dnia na dzień. Coraz większa pustka wypełniała jej wnętrze. Bała się
samotności i jednocześnie wiedziała bardzo dobrze, że do tego dojdzie lada
moment. Dlaczego tak się łudziła i oszukiwała?
Kiedyś szaleli za sobą. Teraz żyła już tylko
przeszłością.
Niegdyś spotykali się każdego dnia, a nawet
i trzy razy dziennie. Nasunął jej się na myśl jakiś wieczór, gdy siedzieli na
plaży miejskiej. Łodzie dobijały do brzegu. Był zachód słońca. Pamiętała jak
wtuliła się w jego objęcia i jak położyli się na ciepłym pisku. Wspomniała jak
całowali się namiętnie i kochali się pełnym sercem, ale ona przestała mu
wystarczać. Każdy kolejny dzień przynosił więcej zawodu, bólu i cierpienia.
Wszystko się psuło, każdy szczegół, każda najmniejsza pierdoła zadawała cios
prosto w serce bez możliwości odparowania go, ale mimo tego wszystkiego zawsze
miała nadzieję na odbudowanie więzi.
Ból przeszył jej serce.
Może była za bardzo naiwna? Na pewno była,
ale nie mogła nic zrobić. Nie była w stanie, bo to ją przerosło. Czuła się jak
idiotka w nie swojej bajce, szukająca szczęścia bez grama prawdopodobieństwa na
znalezienie go, a bezradność przybijała ją do ściany coraz mocniej i nie
pozwalała oddychać.
-To ja już pojadę! – odezwał się Kapi,
przerywając niezręczną ciszę i wstał ze schodów.
Jego głos poirytował Lilę. Jego obecność
przyprawiała ją o drgawki. Właściwie czemu pozwalała na to, żeby jej siostra
spotykała się z takim kretynem. Nienawidziła go od początku i tak będzie do
końca.
-Ale
gdzie?- zdziwiła się Era i wymienili między sobą zdezorientowane spojrzenia.
-Niezłe tu zamieszanie, więc nie będę
przeszkadzać. – odparł Kapi, odsuwając się powoli coraz bliżej motoru stojącego
na uboczu.
-No, ale… - zaprotestowała Era i rozłożyła
ręce, wyrażając zdziwienie.
-Kocham cię. – powiedział Kapi i odjechał na
motorze.
Euralia rzuciła wzrokiem na nieznajomą
kobietę, ale nie skomentowała nic, a widać było, że słowa cisną jej się na
usta.
Wszystkie weszły do domu.
Lila postanowiła wziąć gorący, rozgrzewający
prysznic.
Euralia zaczęła podlewać
kwiaty, akceptując opornie obecność starszej pani i jej swawolność w ich domu,
gdzie czuła się jak u siebie, nie odczuwała żadnych ograniczeń i zajęła się
przygotowaniem obiadu.
Gdy Lila zakończyła kąpiel, ubrała się w piżamę
i wskoczyła do łóżka pod ciepłą kołdrę. Dziewczyna miała okropny katar i
kaszel, bolało ją gardło i brzuch, a na dodatek miała zawroty głowy. Straciła
całą energię, którą miała stojąc przed domem i wbrew przekonaniom ciepły
prysznic jej nie dostarczył. Chwilę po tym jak dziewczyna położyła się w łóżku
do pokoju weszła pani Halina i Euralia. Obie niosły talerze ciepłej zupy.
Era usadowiła się na swoim łóżku bez słowa z
zastygłą, nie wyrażającą żadnych emocji twarzą.
-Masz dziecko i jedz póki ciepłe. – powiedziała
pani Menstok podając Lili talerz rosołu. – Pewnie dawno nie jadłyście takiego
prawdziwego obiadu. – dodała i wyszła.
Zupa była wyśmienita, doskonale
przyprawiona, a od samego zapachu ślinka ciekła na język. Po zjedzeniu jej Lila
poczuła się zdrowsza i w pełni rozgrzana.
-Wytłumacz mi proszę
wszystko, bo jak Boga kocham nic nie rozumiem! – zaczęła Euralia a jej głos
przybierał coraz ostrzejszy ton z każdym kolejnym słowem.
-To był wypadek. – odpowiedziała pewnie
Lila. – Zwykły, niefortunny wypadek. Wpadłam do studni…
-Ja rozumiem wszystko, wypadki się zdarzają,
wręcz chodzą po ludziach, ale co ona...?! Co ona tu robi!? Irytuje mnie i nie
będę tego ukrywać. – wtrąciła srogo.
-Wyciągnęła mnie. Szefowa mamy. Zwykły
przypadek. Myślę, że mają z mamą bardzo dobry kontakt i czuje się zobowiązana
aby mieć nad nami opiekę.
-To jest obca kobieta, która rządzi się jak
u siebie i chodzi po naszym domu, a my jej właściwie nie znamy. Nie wydaje ci
się to nieco dziwne?
Halina weszła do pokoju i dyskusja zatrzymała
się na językach bliźniaczek.
-Smakowało? – zapytała zabierając talerze.
-Była przepyszna. – oceniła Lila.
Euralia podjęła znowu, gdy starsza kobieta
zniknęła za drzwiami:
-Nie wiem, co się ostatnio tutaj dzieje.
Jesteśmy w trudnej sytuacji i mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę. –
mówiła spokojnie, a jej głos był bardzo poważny. -Potrzebujemy wsparcia, bo
same nie damy sobie z tym wszystkim rady, nie oszukujmy się.
-Do czego dążysz?
-Zawiadomiłam ojca i powiedział, że postara
się przyjechać jak najszybciej. – wyrzuciła z siebie jednym tchem.
-Co? – zdziwiła się Lila. – Co ty zrobiłaś!
– wykrzyknęła i zaczęła kaszleć.
-Z mamą jest źle, rozumiesz? Nie mamy
opiekuna i na dodatek przyprowadzasz obcą kobietę do domu! – wybuchła po raz
kolejny.
-To nie jest obca kobieta! – zdenerwowała się
Lila.- Dobra, fakt, jest obca, ale dobrze znają się z mamą. Poza tym wyciągnęła
mnie za studni, ocaliła mi życie, bo tam na dole, chcę żebyś wiedziała,
straciłam nadzieję i byłam przekonana, że umrę. – zakończyła spokojnie.
Na twarzy jej siostry namalowało się
zakłopotanie.
-Przynajmniej teraz wiem, że zdajesz sobie
sprawę z powagi całej tej sytuacji, w której się znajdujemy i jej
beznadziejności. – odparła powoli Era.
-Jak
mogłaś to zrobić!- rzuciła z wyrzutem. – Rozmawiałyśmy o tym!
-Ty nigdy nie zmądrzejesz, chyba! – wstała
gwałtownie.
-Wyjdź! – warknęła Lila. – Nie mam ochoty na
ciebie patrzeć.
Euralia wyszła targana emocjami z pokoju.
Uspokojenie się zajęło jej kilkadziesiąt
dobrych minut. Oddychała głęboko, starając się wyrzucić z głowy wszystkie
przychodzące do niej myśli, a każda następna była coraz bardziej bolesna i
sprowadzała człowieka stanowczo na twardą ziemię. Chwyciła leżące na biurku
chusteczki i opróżniła nos. Odkładając paczkę z powrotem, zauważyła leżącą obok
mokrą szmatkę, zarysowującą kontury owiniętego w nią elementu. Natychmiast
odwinęła materiał i jej oczom ukazała się kolejna posrebrzana figurka tym razem
pegaza.
Uśmiech mimowolnie wszedł jej na twarz.
Będzie dążyć do celu mimo wszystkich przeciwności i nie da za wygraną.
Rzeczywistość, która miała nastąpić nie była zbyt wesoła i wręcz czuła dreszcze
na całym ciele na samą myśl o ojcu, który niebawem miał się tutaj zjawić. Łza
pociekła jej po policzku. Sama nie wiedziała, czy ze szczęścia, bo przecież
powodziło jej się w misji, którą podjęła, czy z bólu, który przynosiła
przeszłość powoli stająca się bardzo niedaleką przyszłością.
Witam ponownie! Dziękuję za cierpliwość wszystkim, którzy tu są, a mam nadzieję, że tak. Wasze komentarze bardzo zmotywowały mnie do dalszej pracy. Te pozytywne dały efekt samozadowolenia i pokazały mi, że to co robię ma sens. Te negatywne ukazały błędy, ktore popełnialam i dzieki temu wiedziałam, co muszę poprawić.
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał, bo jeśli mam być szczera to czegoś mi w nim brakuje i majstruje przy nim już któryś dzień i nie mam pojęcia co jest nie tak. Może dalibyście jakieś wskazówki co zepsułam.
Nie mam pojęcia ile wam przyjdzie czekać na następny rodział. Do końca roku się na pewno nie wyrobię ;D
Życzę wszystkim pogodnych dni i uśmiechu na twarzy. niech wasza przeszłość, teraźniejszość i przyszłość będą całkiem różnymi historiami i niech ból usunie się z waszego świata. Pozdrawiam!
Jest świetny. Dokładnie o to chodzi.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńŚwietny rozdział. :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że znowu piszesz.
Przepraszam też, ale komentuję z konta młodszej siostry. O matko.
Czekam na dalsze rozdziały.
~ Adain :3
Dziękuję ;)
UsuńSuper rozdział!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę.
alek-sandra
Dziękuje :D
Usuń