sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział 11: Przeszłość powoli stająca się przyszłością



   Opadając bezwładnie coraz głębiej i głębiej, serce biło coraz wolniej i słabiej. Zimno przestało przeszkadzać. Ból przestał mieć znaczenie. Niebezpieczeństwo, bezradność, niemoc, paraliż i pustka, i koniec, nie było już nic. Granica woda-powietrze już dawno się zatarła. Ciemność pochłonęła jej ciało.
   Przed oczami pojawiła się uśmiechnięta twarz Euralii. Sprawiło jej to niewyobrażalny wewnętrzny ból. Nie mogła sobie darować tego, że ją zostawia zdaną wyłącznie na siebie w tych ciężkich chwilach. Nie mogła już teraz nic zrobić. Stało się.
   Zamknęła powoli oczy. Wypuściła powietrze. Woda dostała się do płuc. Zaczęła wypełniać jej kruche ciało od środka. Skostniała, stanowiła już tylko nic nie znaczącą rzeźbę, cząstkę świata, która musiała pójść w zapomnienie.
   Nie panikowała. Była spokojna, pogodzona z losem. Nadzieja ją opuściła.
   Wtedy zobaczyła mamę. Krzyczała coś. Histeryzowała. Gestykulowała. Była blada. Przerażona. Usłyszała jej głos:
   -Nie! – dźwięk przeszył jej ciało jak igła, wzdrygnęła się. – Walcz! Nie dawaj za wygraną! Nie możesz! – rozbrzmiało echem w jej głowie.
   Otworzyła oczy. Zebrała się w sobie.
   To szaleństwo, przemknęło jej przez myśl.
   Była już jedną nogą w grobie.
   Obudziła się w niej chęć walki. Nie mogła zostawić tego świata. Jest jednak jego częścią. Każda część jest na wagę złota, bo bez części nie da się złożyć całości. Świat nie będzie funkcjonował jak dawniej, gdy jej zabraknie.
   Wykonała kilka szybkich i mocnych ruchów. Ostatkiem sił brnęła coraz wyżej. Wróciła iskra nadziei. Uderzyła się w piętę o jedną ze ścian. Zaklęła w duchu. Poczuła, że cegła, w którą uderzyła lekko wcisnęła się. Wypłynęła na powierzchnię. Chwytała powietrze pełnymi płucami. Kaszlała. Wypluwała wodę. Trzymała się. Nadal żyła.
   Udało się, pomyślała. Nie przegram. Nie mogę. Nie zrobię wam tego. Nie pójdę na rękę wszystkim tym, którzy tego chcą.
   -Pomocy! – krzyknęła.
   Ból rozrywał jej ciało. Przeżywała najgorsze chwile swojego beznadziejnego życia. Postanowiła, że cała bezsensowność nie może być widoczna i w chwili jej śmierci. Umrze kiedyś z godnością, bo ten akt ma być przecież uroczysty i honorowy. Czemu ma ginąć przez własną głupotę?
   Złapała powietrze, zyskała siłę, krzyknęła jeszcze raz i zanurkowała.
   Szaleństwo, pomyślała.
   Przejechała dłonią po wklęsłej cegle i usunęła z niej osad. Jej oczom ukazała się złota błyskawica. Serce zabiło szybciej. Jakaś lampka zapaliła się w jej głowie. Nagle odzyskała resztki sił. Zaparła się nogami o drugą ścianę i zaczęła wciskać cegłę w głąb muru, ale ta nie chciała się już dalej ruszyć. W końcu dobiła do końca. Poczuła ulgę. Obok otworzyła się skrytka. Nie zwracała uwagi na to, co tam jest. Wepchnęła to w kieszeń spodni i zamknęła klapę. Cegła powróciła na swoje miejsce. Wynurzyła się, zachłystując się mieszanką wody i powietrza.
   -Pomocy! – zaczęła krzyczeć ile sił w piersi. – Czy ktoś mnie słyszy?
   -Halo! – krzyknął ktoś z góry.
Serce zabiło mocniej. Wewnętrzne ciepło rozeszło się po ciele.
   -Dziękuję mamo. – wyszeptała ze łzami w oczach.
   Kamień spadł jej z serca. Uśmiechnęła się, dostrzegając sens egzystencji. Świat zamienił się jasnymi kolorami. W końcu coś nabierało sensu.
   U wylotu studni, jedynym okienku łączącym Lilę z życiem, pojawiła się drobna głowa starszej kobiety. Musiała być niska.
   -O rety! Panienko! Co też panienka tam wyprawia?! – słuchać było babciny głos, a w nim oczywiste zdziwienie.
   Kobieta błyskawicznie zaczęła spuszczać w dół wiaderko.
   - Niechże panienka się chwyci to panienkę wciągnę! – krzyczała.
   -Jeszcze trochę w dół! – odkrzyknęła dziewczyna.
   Lila wciągnęła jedną nogę do wiaderka i chwyciła się mocno liny.
   -W górę! –krzyknęła do kobiety.
   Im wyżej się wznosiła tym bardziej odczuwalny stał się wiatr smagający jej mokre ubrania.
   Wreszcie wyszła na bruk. Nie mogła ustać. Podpierając się o ścianę studni spojrzała martwo na kobietę. Jej ciałem rzucały drgawki.
   -Rety, rety! – zdziwiła się kobieta.
   Była to starsza osoba o siwych, kręconych włosach i niebywale niebieskich oczach. Ubrana była w białą kurtkę, spódnicę i brązowe buty. Wokół szyi zawiązaną miała grubą chustę.
   -Niech panienka otuli się w tę chustę! – wymamrotała kobieta i zaczęła ja owijać. – Trzeba na pogotowie!
   Lila nie miała siły się odezwać. Otulona w ciepły materiał, czuła jak opada z sił. Ból napierał na jej czaszkę. Kręciło jej się w głowie. Mroczki fruwały przed oczami.
   -Grypa na zawołanie! Proszę ze mną do domu. – powiedziała. – Tam mieszkam! – mówiła, wskazując na kamienicę obok ratusza. – Ze mną, ze mną! –założyła sobie za szyję lewą rękę Lili i niemal dźwigała ją przecinając rynek. –Ta dzisiejsza młodzież nie myśli! Co też za pomysły macie w tych głowach! Gdy byłam w waszym…
   Słowa wypowiadane przez kobietę zaczęły ginąć w powietrzu. Lila nie wiedziała, co się dzieje. Straciła kontakt ze światem. Wszystko stało się rozmazane, a nogi same włóczyły się po ziemi, przebierając mozolnie raz jedna, raz druga.  
   Gdy powróciła do niej świadomość, leżała na miękkiej kanapie. Była owinięta grubym kocem i przebrana w jakieś suche ubrania. Pierwsze, co do niej dotarło to ciepło, potem swoboda oddychania i spokojny rytm bijącego serca.
   Pokój, w którym się znajdowała był jasnoróżowy i bardzo ładnie umeblowany, nieco staromodnie. Na podłodze leżał bordowy dywan, po środku stały dwa fotele i stolik do kawy. Jedna ze ścian zakryta była ciemnym, drewnianym kredensem. Przy innej stały kwiaty. Przy kolejnej niskie szafki.
   Usłyszała hałas. Uniosła lekko głowę spoglądając przez szeroko otwarte drzwi do kuchni. Widząc starszą kobietę, opadła bezsilnie na miękką poduszkę.
   -Dobrze, że się panienka ocknęła. – usłyszała. – Zaraz będzie tu pogotowie i lekarze zaradzą coś na panienki stan.
   Szurając kapciami, dotarła do dziewczyny, niosąc na tacy ciepłą herbatę z cytryną i postawiła ją na taborecie obok.
   -Och, dziecko! Żebyś ty widziała jak wyglądasz! –zdramatyzowała kobieta. - Powiedz mi teraz, co ty w tej studni robiłaś? – spytała..
   -Stałam, poślizgnęłam się i wpadłam. – wyrzuciła, z trudem wydobywając głos.
   -Och, kochana jak mogłaś być tak nieostrożna?- spytała kobieta.
   -Sama nie wiem, jak to się stało. – odparła.
   -Wybacz dziecko! Z tego wszystkiego zapomniałam się przedstawić! – powiedziała kobieta po chwili ciszy. – Nazywam się Halina Menstok.
   - Lila Birthday. – wysapała.
   Nie chciała się odzywać. Była słaba. Pragnęła, aby kobieta sobie poszła i dała jej spokój.
   -Ta Birthday?- zdziwiła się kobieta. – Ta z Willi na urwisku Setar?
   -Tak ta, ale nie przypominam sobie żebym panią znała. – odpowiedziała ostro, dając natarczywej pani do zrozumienia, że chce odpocząć.
   -Och, nie panienko! My się nie znamy. – zaczęła kobieta, nie odbierając jej aluzji. – Ja mam bank, w którym pracuje twoja mama.
   Lila wysiliła się do myślenia i dała z wygraną. Odpocznie po śmierci.
   -A jak mama? – spytała kobieta. – Nie było jej już kilka dni w pracy. Co z nią?
   -To pani nie wie? – zdziwiła się Lila i powoli usiadła.
   Ujęła w dłonie kubek i wzięła parę łyków.
   -Nie, panienko, a o czym mam wiedzieć?
   -Mama miała zawał. Leży w szpitalu.– posmutniała, przypominając sobie ten wypadek.
   -O mój Boże! Co też panienka mówi? – zdenerwowała się kobieta. – To z kim wy teraz jesteście? Dużo mi o was wasza matka opowiadała.
   -My… Teraz… Same. – wydusiła Lila, kaszląc.
   -Jak to same? To ja się wami zajmę!
   -Nie, nie trzeba! Naprawdę! – zaprotestowała Lila.
   -Ależ panienko! Jak to nie trzeba twoja siostra zostanie z tym sama… - kobieta nie dokończyła, bo przerwał jej dzwonek do drzwi.
   Lekarze weszli do środka bardzo ociężale. Nie wykazywali żadnej serdeczności, ani chęci pomocy. Wszystko robili z łaski i od niechcenia. Byli gburowaci.
Doktor zbadał dziewczynę, przepisał leki i wytłumaczył jak ma je zażywać, po czym zaczął się wycofywać z powrotem do karetki.
   -Nie trzeba z nią jechać do szpitala!? – oburzyła się Halina.
   -Nie ma sensu. To nic poważnego. – odparł inny lekarz.
   -Dziewczyna jest wyziębiona!
   -Jak pani wie lepiej to po co pani nas wzywała. – przeszył ją zimnym wzrokiem.
   Na szczęście trzeci z grupy obiecał, że zabiorą je na urwisko. Chociaż on jeden, najmłodszy, najmniej doświadczony miał dobre serce i prawdziwą chęć niesienia pomocy innym.
   -Tydzień w łóżku i będzie po sprawie. – powiedział cicho do Lili, jasne kosmyki włosów przesłoniły jedno z brązowych oczu. – To nic poważnego, nie ma się czym martwić. Na przyszłość bądź bardziej ostrożna. – położył jej rękę na kolanie, zamknął oczy.
   Lila nie zwracała uwagi na cały ten otaczający ją cyrk. Miała wszystko w poważaniu. Chciała być w domu i zacząć następny dzień w spokoju tak jak zawsze. Poczuła rozchodzące się po jej ciele ciepło. Odebrała falę pozytywnej energii i doładowania.
   Gdy siedziała w karetce przyglądała się z zaciekawianiem młodemu mężczyźnie, ale ten nie zwrócił już więcej na nią uwagi. Ten ułamek sekundy przyniósł coś niezrozumiałego. Jedno dotknięcie i uzdrowienie. To na pewno tylko stan umysłu. Wyczerpanie mieszało jej w głowie. Rzeczywistość zlepiała się ze snem. Nieporozumienie.
   Gdy dojechali na miejsce Euralia i Kapi siedzieli na schodach przed domem.
   -Boże, Lila! – wykrzyknęła Euralia, dostrzegając Lilę wychodzącą energicznie z ambulansu i zerwała się na równe nogi.
   -Dziękuję panie doktorze! – podziękowała pani Halina. – Ja się nimi zajmę!
   Lila kroczyła szybko w stronę siostry.
   -Tak, tak wszystko będzie pod kontrolą. – słyszała jeszcze ostatnie słowa Haliny. – Nie, nie trzeba…
   Siostry rzuciły się w objęcia.
   -Co się stało? – powiedziała cicho Euralia do ucha Lili. – Kim jest ta kobieta?
   Trząsnęły drzwi od karetki, która szybko pomknęła w dół urwiska.
   -Witam panienko, jestem Halina Menstok. Pracuję z twoją mamą i wyłowiłam twoją siostrę ze studni. – odrzekła kobieta.
   -Ze studni?- zdziwiła się Era i wysunęła się z uścisku siostry.
   -Och, to długa historia Era. Potem ci wszystko wytłumaczę. – wtrąciła się Lila i zajęła się kaszlem.
   Dziewczyna widząc Kapiego przy Euralii, poczuła ogromną potrzebę, aby był przy niej Jacek. Świadomość, że wszystko coraz bardziej się sypie nie pozwalała jej dalej normalnie żyć.
   Gdzie jest ten idiota i co się z nim dzieje, zastanawiała się czując wściekłość na cały świat.  
   Niestety on coraz mniej się nią przejmował. Zbywał ją dla byle czego. Czas spędzony razem nie dawał już takiej satysfakcji. Rozmowa psuła się po wymianie zaledwie kilku zdań. To nie był już ten sam chłopak co kiedyś. Przestało mu zależeć, tylko ona nie potrafiła znaleźć powodu czemu. Co zrobiła nie tak? Jaki błąd popełniła? Brakowało jej go coraz bardziej z dnia na dzień. Coraz większa pustka wypełniała jej wnętrze. Bała się samotności i jednocześnie wiedziała bardzo dobrze, że do tego dojdzie lada moment. Dlaczego tak się łudziła i oszukiwała?
   Kiedyś szaleli za sobą. Teraz żyła już tylko przeszłością.
   Niegdyś spotykali się każdego dnia, a nawet i trzy razy dziennie. Nasunął jej się na myśl jakiś wieczór, gdy siedzieli na plaży miejskiej. Łodzie dobijały do brzegu. Był zachód słońca. Pamiętała jak wtuliła się w jego objęcia i jak położyli się na ciepłym pisku. Wspomniała jak całowali się namiętnie i kochali się pełnym sercem, ale ona przestała mu wystarczać. Każdy kolejny dzień przynosił więcej zawodu, bólu i cierpienia. Wszystko się psuło, każdy szczegół, każda najmniejsza pierdoła zadawała cios prosto w serce bez możliwości odparowania go, ale mimo tego wszystkiego zawsze miała nadzieję na odbudowanie więzi.
   Ból przeszył jej serce.
   Może była za bardzo naiwna? Na pewno była, ale nie mogła nic zrobić. Nie była w stanie, bo to ją przerosło. Czuła się jak idiotka w nie swojej bajce, szukająca szczęścia bez grama prawdopodobieństwa na znalezienie go, a bezradność przybijała ją do ściany coraz mocniej i nie pozwalała oddychać.
   -To ja już pojadę! – odezwał się Kapi, przerywając niezręczną ciszę i wstał ze schodów.
   Jego głos poirytował Lilę. Jego obecność przyprawiała ją o drgawki. Właściwie czemu pozwalała na to, żeby jej siostra spotykała się z takim kretynem. Nienawidziła go od początku i tak będzie do końca.
   -Ale gdzie?- zdziwiła się Era i wymienili między sobą zdezorientowane spojrzenia.
   -Niezłe tu zamieszanie, więc nie będę przeszkadzać. – odparł Kapi, odsuwając się powoli coraz bliżej motoru stojącego na uboczu.
   -No, ale… - zaprotestowała Era i rozłożyła ręce, wyrażając zdziwienie.
   -Kocham cię. – powiedział Kapi i odjechał na motorze.
   Euralia rzuciła wzrokiem na nieznajomą kobietę, ale nie skomentowała nic, a widać było, że słowa cisną jej się na usta.
   Wszystkie weszły do domu.
   Lila postanowiła wziąć gorący, rozgrzewający prysznic.
Euralia zaczęła podlewać kwiaty, akceptując opornie obecność starszej pani i jej swawolność w ich domu, gdzie czuła się jak u siebie, nie odczuwała żadnych ograniczeń i zajęła się przygotowaniem obiadu.
   Gdy Lila zakończyła kąpiel, ubrała się w piżamę i wskoczyła do łóżka pod ciepłą kołdrę. Dziewczyna miała okropny katar i kaszel, bolało ją gardło i brzuch, a na dodatek miała zawroty głowy. Straciła całą energię, którą miała stojąc przed domem i wbrew przekonaniom ciepły prysznic jej nie dostarczył. Chwilę po tym jak dziewczyna położyła się w łóżku do pokoju weszła pani Halina i Euralia. Obie niosły talerze ciepłej zupy.
   Era usadowiła się na swoim łóżku bez słowa z zastygłą, nie wyrażającą żadnych emocji twarzą.
   -Masz dziecko i jedz póki ciepłe. – powiedziała pani Menstok podając Lili talerz rosołu. – Pewnie dawno nie jadłyście takiego prawdziwego obiadu. – dodała i wyszła.
   Zupa była wyśmienita, doskonale przyprawiona, a od samego zapachu ślinka ciekła na język. Po zjedzeniu jej Lila poczuła się zdrowsza i w pełni rozgrzana.
-Wytłumacz mi proszę wszystko, bo jak Boga kocham nic nie rozumiem! – zaczęła Euralia a jej głos przybierał coraz ostrzejszy ton z każdym kolejnym słowem.
   -To był wypadek. – odpowiedziała pewnie Lila. – Zwykły, niefortunny wypadek. Wpadłam do studni…
   -Ja rozumiem wszystko, wypadki się zdarzają, wręcz chodzą po ludziach, ale co ona...?! Co ona tu robi!? Irytuje mnie i nie będę tego ukrywać. – wtrąciła srogo.
   -Wyciągnęła mnie. Szefowa mamy. Zwykły przypadek. Myślę, że mają z mamą bardzo dobry kontakt i czuje się zobowiązana aby mieć nad nami opiekę.
   -To jest obca kobieta, która rządzi się jak u siebie i chodzi po naszym domu, a my jej właściwie nie znamy. Nie wydaje ci się to nieco dziwne?
   Halina weszła do pokoju i dyskusja zatrzymała się na językach bliźniaczek.
   -Smakowało? – zapytała zabierając talerze.
   -Była przepyszna. – oceniła Lila.
   Euralia podjęła znowu, gdy starsza kobieta zniknęła za drzwiami:
   -Nie wiem, co się ostatnio tutaj dzieje. Jesteśmy w trudnej sytuacji i mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę. – mówiła spokojnie, a jej głos był bardzo poważny. -Potrzebujemy wsparcia, bo same nie damy sobie z tym wszystkim rady, nie oszukujmy się.
   -Do czego dążysz?
   -Zawiadomiłam ojca i powiedział, że postara się przyjechać jak najszybciej. – wyrzuciła z siebie jednym tchem.
   -Co? – zdziwiła się Lila. – Co ty zrobiłaś! – wykrzyknęła i zaczęła kaszleć.
   -Z mamą jest źle, rozumiesz? Nie mamy opiekuna i na dodatek przyprowadzasz obcą kobietę do domu! – wybuchła po raz kolejny.
   -To nie jest obca kobieta! – zdenerwowała się Lila.- Dobra, fakt, jest obca, ale dobrze znają się z mamą. Poza tym wyciągnęła mnie za studni, ocaliła mi życie, bo tam na dole, chcę żebyś wiedziała, straciłam nadzieję i byłam przekonana, że umrę. – zakończyła spokojnie.
   Na twarzy jej siostry namalowało się zakłopotanie.
   -Przynajmniej teraz wiem, że zdajesz sobie sprawę z powagi całej tej sytuacji, w której się znajdujemy i jej beznadziejności. – odparła powoli Era.
   -Jak mogłaś to zrobić!- rzuciła z wyrzutem. – Rozmawiałyśmy o tym!
   -Ty nigdy nie zmądrzejesz, chyba! – wstała gwałtownie.
   -Wyjdź! – warknęła Lila. – Nie mam ochoty na ciebie patrzeć.
   Euralia wyszła targana emocjami z pokoju.
   Uspokojenie się zajęło jej kilkadziesiąt dobrych minut. Oddychała głęboko, starając się wyrzucić z głowy wszystkie przychodzące do niej myśli, a każda następna była coraz bardziej bolesna i sprowadzała człowieka stanowczo na twardą ziemię. Chwyciła leżące na biurku chusteczki i opróżniła nos. Odkładając paczkę z powrotem, zauważyła leżącą obok mokrą szmatkę, zarysowującą kontury owiniętego w nią elementu. Natychmiast odwinęła materiał i jej oczom ukazała się kolejna posrebrzana figurka tym razem pegaza.
   Uśmiech mimowolnie wszedł jej na twarz. Będzie dążyć do celu mimo wszystkich przeciwności i nie da za wygraną. Rzeczywistość, która miała nastąpić nie była zbyt wesoła i wręcz czuła dreszcze na całym ciele na samą myśl o ojcu, który niebawem miał się tutaj zjawić. Łza pociekła jej po policzku. Sama nie wiedziała, czy ze szczęścia, bo przecież powodziło jej się w misji, którą podjęła, czy z bólu, który przynosiła przeszłość powoli stająca się bardzo niedaleką przyszłością.
 
-------------------------------------------------------------------------------------
Witam ponownie! Dziękuję za cierpliwość wszystkim, którzy tu są, a mam nadzieję, że tak. Wasze komentarze bardzo zmotywowały mnie do dalszej pracy. Te pozytywne dały efekt samozadowolenia i pokazały mi, że to co robię ma sens. Te negatywne ukazały błędy, ktore popełnialam i dzieki temu wiedziałam, co muszę poprawić.
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał, bo jeśli mam być szczera to czegoś mi w nim brakuje i majstruje przy nim już któryś dzień i nie mam pojęcia co jest nie tak. Może dalibyście jakieś wskazówki co zepsułam.
Nie mam pojęcia ile wam przyjdzie czekać na następny rodział. Do końca roku się na pewno nie wyrobię ;D
Życzę wszystkim pogodnych dni i uśmiechu na twarzy. niech wasza przeszłość, teraźniejszość i przyszłość będą całkiem różnymi historiami i niech ból usunie się z waszego świata. Pozdrawiam!

6 komentarzy:

  1. Jest świetny. Dokładnie o to chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. :)
    Cieszę się, że znowu piszesz.

    Przepraszam też, ale komentuję z konta młodszej siostry. O matko.

    Czekam na dalsze rozdziały.

    ~ Adain :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział!
    Pozdrawiam i weny życzę.
    alek-sandra

    OdpowiedzUsuń

Proszę wszystkich czytelników (bo mam nadzieję, że jacyś są) o komentowanie. Dajcie mi znać co poprawić Dajcie sygnał, że jesteście. Każdy komentarz daje mi motywację do dalszego działania. Dzięki wam nie zniechęcam się. Dziękuję, że jesteście :)