Od samego rana było niezręcznie. Tak
przynajmniej stwierdziła Lila. Próbowała kilkakrotnie nawiązać rozmowę z
Euralią, ale na chęci się kończyło. Zdania rzucane były jakby w pustą
przestrzeń. Nie było odzewu. Poczuła się trochę rozczarowana. Zasmuciło ją to.
Przeprosiłam, usprawiedliwiła się w myślach
i nie widziała przyczyny takiego zachowania siostry.
Dom spowiła w końcu cisza. Lila
zaprzepaściła wszelkie starania o kontakt. Zrobiło się jeszcze bardziej obco. Panowała
napięta atmosfera.
Po śniadaniu Lila postanowiła wyjść z Tajtim
na spacer do lasu. Nie była do końca pewna, czy w takiej sytuacji jaka panowała
jest to dobre posunięcie. Była pełna obaw dotyczących zarówno Euralii jak i
spraw związanych z figurkami. Nie mogła jednak zaprzepaścić tak ważnego tropu
odnośnie Czternastu Zaklętych. Była
pewna, że pobyt w samotności na łonie natury dobrze jej zrobi i odetchnie,
rozwikłując przynajmniej cześć problemów. Miała nadzieję, że uspokoi się
wewnętrznie i zacznie działać bardziej racjonalnie niż pod wpływem emocji, co
coraz częściej jej się zdarzało.
Tego dnia było wyjątkowo zimno. Trwał środek
lata, a temperatura przywoływała na myśl jesień. Ubrała się ciepło i chwyciła
smycz, wiszącą obok drzwi. W tym momencie ktoś zadzwonił dzwonkiem.
Otworzyła i zmierzyła wzrokiem postać, którą
miała nadzieję zobaczyć.
-Kacper! – rzuciła i uśmiechnęła się.
Zdała sobie sprawę, że wydarzenia toczą się
w dobrym kierunku. Era będzie miała towarzystwo podczas jej nieobecności.
Zajmie się czymś i może też dzięki temu spotkaniu ustabilizuje i przemyśli
wiele spraw. Na pewno da jej to radość i odprężenie po tych wszystkich ciężkich
dniach. Zasłużyła.
Wymienili między sobą zimne i bez
emocjonalne ,,cześć’’. Tylko to, że Euralia jest dzięki niemu szczęśliwa dawało
mu jakąś szansę istnienia w świecie Lili. Tylko ten fakt sprawiał, że okazywała
mu odrobinę szacunku i grzeczności.
- Euralia na górze. – dodała i wyszła.
Zostawiła ich sam na sam.
Ściskała w dłoni czerwoną smycz. Było to
narzędzie tortur dla jej psa. Zupełnie nie lubił być na niej prowadzany.
-Tajti! – zawołała entuzjastycznie, stojąc
na środku podwórza.
Ubrany jak zawsze, analizowała ze złością.
Ciemna strona mocy. Czarny chłopak. Słodki uśmieszek. Skórzane rzeczy. Motor.
Starannie postawione na jeża włosy przy użyciu kilogramów żelu. Spojrzenie
kontrolujące wszystko dookoła.
Nie potrafiła sprecyzować, dlaczego tak nie
lubiła Kapiego. Nie przemawiał do niej swoim zachowaniem i sposobem bycia.
Nie wszystkich da się lubić, tłumaczyła
sobie.
Chwilę później schodziła z psem asfaltem prowadzącym w dół urwiska.
Mniej więcej na połowie drogi między willą a miastem rosła po lewej stronie stara,
rozłożysta wiśnia. Za nią skręciła w lewo. Szła ścieżką przez zarośnięte
chwastami pola. Sięgały jej do pasa. Wyobrażając sobie pająki, kleszcze i inne
czyhające w nich robactwo, przechodziły jej po plecach ciarki.
Spuściła psa ze smyczy, biorąc głęboki
wdech. Mimo wszystko co się czaiło pomiędzy źdźbłami uwielbiała zapach polnych
kwiatów. Dawał jej uczycie wolności, beztroski i swobody.
Powoli wypuściła powietrze i ruszyła dalej.
Podążała za psem, który wydawał się być
zorientowany w tych rejonach wioski. Wiatr muskał kłosy jakiś wysokich
trawiastych roślin.
Zgarbiła się bardziej, wsuwając brodę za
kołnierz kurtki i pospiesznie chowając dłonie do kieszeni.
Niebo było bezchmurne. Słońce powinno dawać
więcej ciepła. Tymczasem jakby się zbuntowało i ustąpiło miejsca przeszywającemu
wiatrowi.
Włosy przesuwane podmuchami zasłaniały jej
od czasu do czasu widoczność.
Zezłościła się. Rzuciła pod nosem małe,
ciche przekleństwo.
Kilka minut później znalazła się w lesie.
Było cudownie. Drzewa osłaniały ją od wiatru.
Wyprostowała się. Oddychała, wypełniając
całe płuca powietrzem. Wyciągnęła w górę, ku niebu ręce, prostując plecy.
Promienie słońca prześwitywały przez korony
drzew. Pod stopami ugniatał się puszysty mech. Czasami podmuch lekkiego,
stłumionego wiatru potrząsnął liśćmi.
Czuła się jak we śnie. Zagłębiona we
własnych myślach. Oderwała się od nieudanego poranka. Zapomniała o pechowym i
trudnym życiu. Brakowało tylko relaksującej, spokojnej muzyki w słuchawkach.
Nagle Tajti zaczął szczekać. Wszystko
zniknęło jak cień. Atmosfera zepsuła się.
Dziewczyna wróciła z niezadowoleniem do
rzeczywistości i zaczęła twardo stąpać po ziemi. Rozejrzała się ze
zdezorientowaniem przeistaczającym się w strach. Na twarzy wymalowało się
zdumienie. Potem odczuła niepokój. Usłyszała ciche warknięcie. Zdecydowanie nie
był to styl jej psa. Serce zaczęło bić mocniej. Zagryzła zęby i odruchowo
wzrokiem zaczęła szukać jakiejś kryjówki. Sprecyzowała miejsce, w którym był
Tajti.
Pięć kroków, przekalkulowała.
Tylko tyle dzieliło ją od niego.
Dłonie momentalnie zaczęły
się pocić. Ściskała je coraz mocniej w pięści. Wbijała paznokcie w skórę,
odczuwając ból.
-Tajti, chodź! – rzuciła niepewnie i cicho.
Coś
zaszeleściło w krzakach. Obróciła się zwinnie i wtopiła wzrok w miejsce, gdzie
mógł znajdować się potencjalny zabójca. Tak nazwała niebezpieczeństwo czyhające
na nią.
Ogarnęła ją panika. Nie miała przy sobie
nawet scyzoryka, gazu pieprzowego, czegokolwiek. W głowie od razu zaczęły
kłębić się myśli związane z przeczytanym wczoraj artykułem.
Wilki, pomyślała.
Przełknęła nerwowo ślinę. Z trudem łapała
powietrze.
Tajti zaczął szczekać i warczeć.
Dziewczyna wycofywała się powoli, robiąc
małe kroczki.
Pies wpadł w krzaki z
niebywałą szybkością.
Przyspieszyła, niemal potykając się o własne
nogi, które stawały się coraz cięższe i trudniejsze w obsłudze.
Usłyszała skowyt i pies wybiegł z podkulonym
ogonem. Podbiegł do jej stóp, szukając ratunku.
Nogi drżały coraz bardziej. Ukucnęła i
przytuliła mocno zwierzę do piersi. Czuła jak blednieje z sekundy na sekundy.
Opuszczały ją wszelkie siły.
Zza drzewa, ku jej zaskoczeniu, bo
spodziewała się zwierzęcia i ku jej większemu zdenerwowaniu, wyłoniła się
zamaskowana postać.
Ogarnęła ją bezgraniczna trwoga. Zaczęła
boleć głowa. Serce waliło tak mocno, że zagłuszało wszelkie inne dźwięki
żyjącego świata. Poczuła mdłości. Wstrzymała oddech. Otworzyła oczy tak
szeroko, że zaczęły łzawić. Zdenerwowana przełknęła ślinę jeszcze raz. Potem
raptownie łapała oddechy. Nagle jakby zabrakło tlenu w składzie powietrza. Nie
mogła zaczerpnąć sił. Mimo dostarczania organizmowi powietrza, on nie potrafił
z niego korzystać.
Był to ten sam mężczyzna co przedtem. Ubrany
dokładnie w taki sam strój. Tajemniczy. Groźny. Siejący postrach. Nasuwający
stosy pytań do głowy. Zdawał się jeszcze potężniejszy niż wcześniej. Osoba
dobrze zbudowana i wysoka. Piękna sylwetka. Dużo czasu spędzonego na siłowni.
Pragnąca ukryć swoją osobę w każdym szczególe przed rozpoznaniem. Zamaskowany
każdy centymetr ciała. Czarna zjawa.
Czego on chce, zapytała w myślach.
-Przestań szukać. – powiedział zachrypniętym
głosem, jakby czytając pytanie w jej głowie.
-Nie rozumiem. – wymamrotała, przyciskając
bardziej do siebie psa.
Wtuliła w jego sierść twarz. Ukryła
gromadzące się w oczach łzy, które zaczynały zakłócać odbierany obraz
rzeczywistości.
-Jeśli nie skończysz tej gry teraz – mówił
dalej – to później będzie już za późno.
Przeczesała drżącymi rękoma sierść. Świat
stał się zamazany. Była bezradna, bezsilna, przerażona, zdesperowana i ledwo
żywa.
Jego wzrok uciekł nagle w bok. Nasłuchiwał
czegoś przez sekundę. Obrócił się gwałtownie. Krzyknął coś niezrozumiałego i
powrócił do kontaktu z dziewczyną.
Lila zobaczyła kilka wilków, które w
popłochu uciekają w głąb lasu. Zmieszała się. Była zdezorientowana. Czy on właśnie
ocalił jej życie? A może czekał na odpowiedni moment i zaraz dojdzie do
morderstwa?
Wyobraziła sobie nagłówki gazety: ,,Wilki
znów zaatakowały’’ , ,,Bezbronna dziewczyna w środku lasu’’ , ,,Zwłoki w
lesie’’, albo ,,Śmierć dziewczyny z urwiska’’.
To nie wilki były największym zagrożeniem w
lesie. Ten mężczyzna był gorszy. Wyglądał jak morderca i tak się zachowywał.
Czy on właśnie przemówił do watahy?
Zmierzyła go wzrokiem. Nie miał broni.
Zdziwiła się. Była na pewno ukryta, gdzieś w warstwach czarnego materiału. Jego
spokój i opanowanie oraz chłód, który od niego bił na kilometry, zamieniały
człowieka w posąg. Stawał się samotną owcą na pastwisku w starciu z grupą
wilków.
Mężczyzna nawiązał z nią kontakt wzrokowy,
od którego nie potrafiła uciec. Czuła jak bija się w ziemię.
Zadrżała i zobaczyła mroczki przed oczami.
Nie była w stanie dalej trzymać fason.
-Posłuchaj mojej rady! – zmienił ton głosu
na ostrzegawczy.
Zrobił kilka kroków w jej stronę.
Poczuła jak osuwa się
bezwładnie na ziemię, nie mogąc na nic już zareagować.
Zawahał się.
Przycisnęła do siebie psa i kilka łez
popłynęło po jej policzkach i skapnęło na sierść zwierzęcia.
Odwrócił się raptownie i
pobiegł przed siebie, znikając w gęstwinie lasu.
Puściła psa. Oparła się o pień drzewa. Zasłoniła
dłońmi twarz i szlochała.
Minęło kilkanaście minut zanim uspokoiła
się.
-Nie wiem kim jesteś, ale nie będziesz mi
mówił co mam robić! – wyszeptała, bo bała się, że on cały czas gdzieś się czai.
Lęk przerodził się we wściekłość. Nie była
do końca pewna co mówi. Nie wiedziała, czy jej słowa można posłyszeć jako
jakiekolwiek wyrazy. Czuła się zgubiona w rzeczywistości, świecie, lesie i w
samej sobie.
Wstała powoli, z trudem łapiąc równowagę i
zlokalizowała swojego psa.
On odzyskał humor. Stał pod drzewem,
zadzierając bezradnie głowę i merdając ogonem.
Lila ścisnęła w kieszeni smycz i ruszyła
niepewnie wolnym tempem w jego kierunku.
Stanęła obok i pogłaskała zwierzę. Wzięła
głęboki wdech, próbując nie myśleć o tym, co zaszło przed chwilą. Nastąpił powolny
wydech, który dał ulgę.
-Byłeś bardzo dzielny! – wyszeptała i
oddaliła się.
On chyba nie za bardzo zrozumiał słowa
pochwały.
Lila nalegała, żeby już poszli do domu.
On jak wrośnięty w ziemię wpatrywał się w
pień wybranego drzewa.
Uległa i podeszła do niego ponownie. Każdy
jej ruch kosztował ją wiele energii. Była powolna, ciężka i opóźniona. Ból
głowy stawał się nie do zniesienia. Przymrużyła oczy, przeczekując kolejną falę
uderzeń w jej czaszkę.
-Co się dzieje, piesku? – zapytała,
odzyskując normalny ton głosu i częściowo świadomość.
Zaszczekał.
Zbadała wzrokiem korę drzewa i dostrzegła na
wysokości jej bioder małą dziuplę. Nie zastanawiając się ani chwili, włożyła do
niej rękę. Sprawdzając jej kształt, natknęła się na jakiś, leżący na jej dnie
przedmiot. Chwyciła to i powoli wyjęła przez niewielki otwór. Trzymała kolejną
posrebrzaną figurkę tym razem w kształcie wilka.
Opadła bezwładnie na trawę i złapała się za
głowę.
Figurka potoczyła się po ziemi.
Przeżyła kolejny powrót bólu i podniosła się,
przejmując z pyska psa figurkę. Uśmiechnęła się. Opłacało się spędzić na
przeszukiwaniu domu całe godziny.
Czy opłacało się w to dalej mieszać, pytanie
odbiło się echem w jej głowie.
Złapała kolejną ogromną porcję świeżego
powietrza w nadziei, że to częściowo uśnieży ból. Ślina niefortunnie wysmyknęła
się w krtań. Zakrztusiła się. Zgięła się na pół, czując jak na głowę zaczyna
znacznie mocniej działać grawitacja. Ważyła kilogramy. Kilka minut później
splunęła pod drzewo i stanęła prosto.
Zawołała psa i zamieniła mu figurki na
obroży. Postanowiła działać, zapominając o racjonalności i znów kierując się
emocjami.
Oślepiło ją ostre światło. Poczuła
mocniejszy ból w czaszce. Zasłoniła dłońmi oczy. Chwilę później odzyskała
wzrok. Przyłożyła dłonie do skroni, by mocnym uciskiem stłumić falę cierpienia.
Szczęśliwie ustało na parę minut. Spostrzegła przed sobą niebywale białego
wilka z mokrym, czarnym nosem i ślicznymi, niebieskimi oczami. Nosił na szyi
rzemień z talizmanem Ying Yang.
-Jeśli mogę wiedzieć, to ktoś ty? – spytała
niepewnie Lila, mrużąc oczy.
Jestem Drago,
jeden z Czternastu Zaklętych, a ty? –
spytał wilk, ale nie słyszała jego głosu bezpośrednio. Odbił się on w jej
głowie jak w pustym pomieszczeniu.
-Jestem Lila. – odpowiedziała mu na głos.
Masz już
wszystkie figurki? – zapytał
ponownie.
-Niestety nie! – zdenerwowała się, nie
rozumiejąc dlaczego jest od niej wymagane tak wiele.
To znajdź jak
najszybciej resztę.
-Łatwo powiedzieć! – oburzyła się. -Ale
gdzie mam ich szukać?
Spróbuj teraz znaleźć pegaza. –uśmiechnął się.
-Gdzie?!
– krzyknęła, uwalniając swoje emocje.
W miejscu, które ci się z nim kojarzy.-odparł, jakby było to oczywiste.
-Czyli? – zadała pytanie, ale nie usłyszała
odpowiedzi, bo Drago zniknął.
-Czyli?! – powtórzyła, mając jeszcze resztkę
nadziei na uzyskanie odpowiedzi, która nie nadeszła. -Świetnie! – wymamrotała zniesmaczona.
Przylepiła znów dłonie do głowy, wplątując
palce we włosy i odczekała kilka uderzeń w środku, które były niczym bicie
kościelnego dzwonu.
Zaczęła wracać z psem do domu.
Godzinę później siedziała przy stole, jedząc
obiad i wysłuchując rozżalonej Ery. Odkąd przyszła do domu bariera między nimi
zniknęła. Nie rozumiała co było tego przyczyną. Euralia stała się bardzo
wylewna. Lila ucieszyła się z tego malutkiego kroczku w przód. Relacja jednak
nie była zadowalająca w pełni. Opierała się na schemacie rozmowy matki z córką.
Dlaczego Euralia przywłaszcza sobie jej
rolę, zdenerwowała się Lila.
Ciepły posiłek dobrze zadziałał na jej
dolegliwości. Nie uśnieżył ich jednak całkowicie.
Połknęła kolejną łyżkę zupy.
-Nie pojmuję, gdzie byłaś cały ten czas! –
zbulwersowała się Euralia. – Martwiłam się, rozumiesz? Znasza w ogóle takie
słowo?
Stała do niej tyłem i myła naczynia.
-Era przestań. – próbowała ją udobruchać siostra,
odsuwając pusty talerz na bok.
Euralia obróciła się gwałtownie, wpatrując
się w nią przenikliwym wzrokiem.
-Co przestań! – sytuacja pogorszyła się. –
Szwendasz się nie widomo gdzie! Rozmawiasz ze mną, ale myślami jesteś gdzie
indziej!
Lila oparła łokcie na stole i chwyciła się
za głowę, zamykając oczy. Poczuła jak odpływa. Potrzebowała odpoczynku.
-Lila! – wrzasnęła Euralia.
Dziewczyna wykazała odrobinę
zainteresowania.
-Po pierwsze, – wstała od stołu– nie jesteś
mamą! – zdenerwowała się i wsunęła za sobą krzesło. – Po drugie daruj sobie
pouczenia, dobrze?
-Nie! – popatrzyła na nią gniewnie. – Nie
daruję sobie! Co się dzieje, powiedz mi! – nalegała.
-Nie zrozumiesz. – stwierdziła Lila.
Oparła dłonie o blat i
spuściła głowę, odpierając kolejny atak bólu.
-Postaram się. – powiedziała spokojniej Era.
Lila zdecydowała się opowiedzieć, chociaż
wiedziała, że to nie da żadnego rezultatu. Nawiązała z nią kontakt wzrokowy,
unosząc czoło.
-Ostatnio zaistniała taka sytuacja. Ten
łańcuszek…
-Lila do cholery! – rzuciła ścierkę na
podłogę. – Przestań być dzieckiem! Gdzie zginęłaś? Chcę ponownie moją dobrą
siostrę!
Z potulnej, cichej spokojnej Eurali wyłonił
się obraz rozwścieczonego potwora. Jednak miała jakieś geny po ojcu. W czasie
złości zachowywali się dokładnie tak samo. Nie kontrolowali tego co robili.
-Jestem tu. – wyszeptała Lila.
-Wróć!- zmieszała się. –Jak ty się
zachowujesz?
Rzuciła się z płaczem na górę.
-Taka jestem! – powiedziała pod nosem Lila.
– Czemu mnie nie rozumiesz? Czemu nawet się nie starasz? Jestem inna. Czemu mi
to robisz?
-Czemu ty mi to robisz! – usłyszała krzyk z
góry schodów.
Euralia słuchała jej.
Lila zbliżyła się powoli do progu między
przedpokojem, a kuchnią i usiadła na podłodze w przejściu.
-Staram się, żebyś dobrze się czuła. –
zaczęła, opierając głowę na kolanach podkurczonych nóg i zamykając oczy. - Chcę
byś była szczęśliwa. Wiem, że nie jest łatwo. Dla ciebie teraz dopiero znacznie
komplikuje się życie. Moje skomplikowało się od narodzin. Zawsze miałam ciężej.
Mnóstwo problemów na głowie. Musiałam sobie z tym radzić. Ty tego nie czułaś.
Wiem jak mi było trudno i zdaję sobie sprawę jak jest ci ciężko. Próbuję ci
pomóc rozumiesz?!
Usłyszała kroki obok siebie i poczuła dotyk
dłoni na łydkach. Odczuła jej oddech na rękach, którymi oplotła nogi.
-Wiem… - zaczęła niepewnie Euralia,
opierając czoło o jej głowę. – Ty potrafisz się uporać z tą okropną sytuacją.
Jesteś silniejsza. Musiałaś być, żeby przetrwać. Życie nigdy cię nie
rozpieszczało. Twoja psychika dobrze sobie radzi, kiedy ja nie potrafię
racjonalnie myśleć. Podziwiam cię. Nic już nie mów… Wiem… Wszystko wiem…
Euralia podniosła głowę. Nie ruszała się
jednak z miejsca, w którym przykucnęła.
Lila kilkanaście sekund później zdecydowała
się spojrzeć na siostrę.
Objęły się bez słów. Razem od
zawsze były najsilniejsze.--------------------------------------------------------------
Dziękuję wszystkim za pomoc. Dajecie mi dużo wsparcia, pisząc w komentarzach. Mieliście dużo cierpliwości. Sporo czasu minęło odkąd nie pisałam. Nie mogłam się zebrać. Nie potrafiłam przez jakiś czas sklecić żadnego zdania. W końcu jednak się udało. Wiele razy analizowałam ten tekst. Wydaje mi się, że coś tu nie gra. Może powtórzenia, albo po prostu jest nudny. Pomoglibyście mi wyczaić o co chodzi? Proszę o komentarze. Zachęcam do zostawiania opinii. Dziękuję wszystkim za wszystko! Jesteście wielcy <3
Dlaczego ostatnie zdanie jest w czasie teraźniejszym? I dlaczego chciała widzieć tego Kacpra, skoro go nie lubi?
OdpowiedzUsuńA teraz komplementy:
Ten rozdział był najlepszy ze wszystkich. Przepełniony emocjami. Jest dobry. Podoba mi się
Dziękuję za wszystko. To zdanie to niedociagniecie. Zaraz to zmienię.
UsuńCo do Kacpra to ona go nie lubi, ale jak pisałam w rozdziale nie chciała aby siostra była sama. Zawsze była spokojniejsza. Ty też byś była. :)