Postawiłam sobie za cel napisanie książki i jestem na dobrej drodze żeby to osiągnąć. Widzę, opinie, blog mi bardzo pomógł w dążeniu do celu mimo załamań, ale nie widzę już dalszego sensu prowadzenia go ;)
Astrel
-Spójrz! Tam została twoja przeszłość. Nie wracaj już tam nigdy! Musisz iść przed siebie nie zważając na to co zostaje w tyle. Inaczej, moja droga Astrel, zginiesz.- powiedział. -Astrel? A co to znaczy? - zapytała. -Astrel to znaczy Strażniczka. - odpowiedział.
piątek, 16 września 2016
sobota, 12 grudnia 2015
Rozdział 11: Przeszłość powoli stająca się przyszłością
Opadając bezwładnie coraz głębiej i głębiej,
serce biło coraz wolniej i słabiej. Zimno przestało przeszkadzać. Ból przestał
mieć znaczenie. Niebezpieczeństwo, bezradność, niemoc, paraliż i pustka, i
koniec, nie było już nic. Granica woda-powietrze już dawno się zatarła.
Ciemność pochłonęła jej ciało.
Przed oczami pojawiła się uśmiechnięta twarz
Euralii. Sprawiło jej to niewyobrażalny wewnętrzny ból. Nie mogła sobie darować
tego, że ją zostawia zdaną wyłącznie na siebie w tych ciężkich chwilach. Nie
mogła już teraz nic zrobić. Stało się.
Zamknęła powoli oczy. Wypuściła powietrze.
Woda dostała się do płuc. Zaczęła wypełniać jej kruche ciało od środka.
Skostniała, stanowiła już tylko nic nie znaczącą rzeźbę, cząstkę świata, która
musiała pójść w zapomnienie.
Nie panikowała. Była spokojna, pogodzona z
losem. Nadzieja ją opuściła.
Wtedy zobaczyła mamę. Krzyczała coś.
Histeryzowała. Gestykulowała. Była blada. Przerażona. Usłyszała jej głos:
-Nie! – dźwięk przeszył jej ciało jak igła,
wzdrygnęła się. – Walcz! Nie dawaj za wygraną! Nie możesz! – rozbrzmiało echem
w jej głowie.
Otworzyła oczy. Zebrała się w sobie.
To szaleństwo, przemknęło jej przez myśl.
Była już jedną nogą w grobie.
Obudziła się w niej chęć walki. Nie mogła
zostawić tego świata. Jest jednak jego częścią. Każda część jest na wagę złota,
bo bez części nie da się złożyć całości. Świat nie będzie funkcjonował jak
dawniej, gdy jej zabraknie.
Wykonała kilka szybkich i mocnych ruchów.
Ostatkiem sił brnęła coraz wyżej. Wróciła iskra nadziei. Uderzyła się w piętę o
jedną ze ścian. Zaklęła w duchu. Poczuła, że cegła, w którą uderzyła lekko
wcisnęła się. Wypłynęła na powierzchnię. Chwytała powietrze pełnymi płucami.
Kaszlała. Wypluwała wodę. Trzymała się. Nadal żyła.
Udało się, pomyślała. Nie przegram. Nie
mogę. Nie zrobię wam tego. Nie pójdę na rękę wszystkim tym, którzy tego chcą.
-Pomocy! – krzyknęła.
Ból rozrywał jej ciało. Przeżywała najgorsze
chwile swojego beznadziejnego życia. Postanowiła, że cała bezsensowność nie
może być widoczna i w chwili jej śmierci. Umrze kiedyś z godnością, bo ten akt
ma być przecież uroczysty i honorowy. Czemu ma ginąć przez własną głupotę?
Złapała powietrze, zyskała siłę, krzyknęła
jeszcze raz i zanurkowała.
Szaleństwo, pomyślała.
Przejechała dłonią po wklęsłej cegle i
usunęła z niej osad. Jej oczom ukazała się złota błyskawica. Serce zabiło
szybciej. Jakaś lampka zapaliła się w jej głowie. Nagle odzyskała resztki sił.
Zaparła się nogami o drugą ścianę i zaczęła wciskać cegłę w głąb muru, ale ta
nie chciała się już dalej ruszyć. W końcu dobiła do końca. Poczuła ulgę. Obok
otworzyła się skrytka. Nie zwracała uwagi na to, co tam jest. Wepchnęła to w
kieszeń spodni i zamknęła klapę. Cegła powróciła na swoje miejsce. Wynurzyła
się, zachłystując się mieszanką wody i powietrza.
-Pomocy! – zaczęła krzyczeć ile sił w
piersi. – Czy ktoś mnie słyszy?
-Halo! – krzyknął ktoś z góry.
Serce zabiło mocniej. Wewnętrzne
ciepło rozeszło się po ciele.
-Dziękuję mamo. – wyszeptała ze łzami w
oczach.
Kamień spadł jej z serca. Uśmiechnęła się, dostrzegając
sens egzystencji. Świat zamienił się jasnymi kolorami. W końcu coś nabierało
sensu.
U wylotu studni, jedynym okienku łączącym
Lilę z życiem, pojawiła się drobna głowa starszej kobiety. Musiała być niska.
-O rety! Panienko! Co też panienka tam
wyprawia?! – słuchać było babciny głos, a w nim oczywiste zdziwienie.
Kobieta błyskawicznie zaczęła spuszczać w
dół wiaderko.
- Niechże panienka się chwyci to panienkę
wciągnę! – krzyczała.
-Jeszcze trochę w dół! – odkrzyknęła dziewczyna.
Lila wciągnęła jedną nogę do wiaderka i
chwyciła się mocno liny.
-W górę! –krzyknęła do kobiety.
Im wyżej się wznosiła tym bardziej
odczuwalny stał się wiatr smagający jej mokre ubrania.
Wreszcie wyszła na bruk. Nie mogła ustać. Podpierając
się o ścianę studni spojrzała martwo na kobietę. Jej ciałem rzucały drgawki.
-Rety, rety! – zdziwiła się kobieta.
Była to starsza osoba o siwych, kręconych
włosach i niebywale niebieskich oczach. Ubrana była w białą kurtkę, spódnicę i
brązowe buty. Wokół szyi zawiązaną miała grubą chustę.
-Niech panienka otuli się w tę chustę! –
wymamrotała kobieta i zaczęła ja owijać. – Trzeba na pogotowie!
Lila nie miała siły się odezwać. Otulona w
ciepły materiał, czuła jak opada z sił. Ból napierał na jej czaszkę. Kręciło
jej się w głowie. Mroczki fruwały przed oczami.
-Grypa na zawołanie! Proszę ze mną do domu.
– powiedziała. – Tam mieszkam! – mówiła, wskazując na kamienicę obok ratusza. –
Ze mną, ze mną! –założyła sobie za szyję lewą rękę Lili i niemal dźwigała ją
przecinając rynek. –Ta dzisiejsza młodzież nie myśli! Co też za pomysły macie w
tych głowach! Gdy byłam w waszym…
Słowa wypowiadane przez kobietę zaczęły
ginąć w powietrzu. Lila nie wiedziała, co się dzieje. Straciła kontakt ze
światem. Wszystko stało się rozmazane, a nogi same włóczyły się po ziemi,
przebierając mozolnie raz jedna, raz druga.
Gdy powróciła do niej świadomość, leżała na
miękkiej kanapie. Była owinięta grubym kocem i przebrana w jakieś suche
ubrania. Pierwsze, co do niej dotarło to ciepło, potem swoboda oddychania i
spokojny rytm bijącego serca.
Pokój, w którym się znajdowała był jasnoróżowy
i bardzo ładnie umeblowany, nieco staromodnie. Na podłodze leżał bordowy dywan,
po środku stały dwa fotele i stolik do kawy. Jedna ze ścian zakryta była
ciemnym, drewnianym kredensem. Przy innej stały kwiaty. Przy kolejnej niskie
szafki.
Usłyszała hałas. Uniosła lekko głowę
spoglądając przez szeroko otwarte drzwi do kuchni. Widząc starszą kobietę,
opadła bezsilnie na miękką poduszkę.
-Dobrze, że się panienka ocknęła. –
usłyszała. – Zaraz będzie tu pogotowie i lekarze zaradzą coś na panienki stan.
Szurając kapciami, dotarła do dziewczyny,
niosąc na tacy ciepłą herbatę z cytryną i postawiła ją na taborecie obok.
-Och, dziecko! Żebyś ty widziała jak
wyglądasz! –zdramatyzowała kobieta. - Powiedz mi teraz, co ty w tej studni
robiłaś? – spytała..
-Stałam, poślizgnęłam się i wpadłam. – wyrzuciła,
z trudem wydobywając głos.
-Och, kochana jak mogłaś być tak
nieostrożna?- spytała kobieta.
-Sama nie wiem, jak to się stało. – odparła.
-Wybacz dziecko! Z tego wszystkiego
zapomniałam się przedstawić! – powiedziała kobieta po chwili ciszy. – Nazywam
się Halina Menstok.
- Lila Birthday. – wysapała.
Nie chciała się odzywać. Była słaba.
Pragnęła, aby kobieta sobie poszła i dała jej spokój.
-Ta
Birthday?- zdziwiła się kobieta. – Ta z Willi na urwisku Setar?
-Tak ta, ale nie przypominam sobie żebym
panią znała. – odpowiedziała ostro, dając natarczywej pani do zrozumienia, że
chce odpocząć.
-Och, nie panienko! My się nie znamy. –
zaczęła kobieta, nie odbierając jej aluzji. – Ja mam bank, w którym pracuje
twoja mama.
Lila wysiliła się do myślenia i dała z
wygraną. Odpocznie po śmierci.
-A jak mama? – spytała kobieta. – Nie było
jej już kilka dni w pracy. Co z nią?
-To pani nie wie? – zdziwiła się Lila i
powoli usiadła.
Ujęła w dłonie kubek i wzięła parę łyków.
-Nie, panienko, a o czym mam wiedzieć?
-Mama miała zawał. Leży w szpitalu.–
posmutniała, przypominając sobie ten wypadek.
-O mój Boże! Co też panienka mówi? – zdenerwowała
się kobieta. – To z kim wy teraz jesteście? Dużo mi o was wasza matka
opowiadała.
-My… Teraz… Same. – wydusiła Lila, kaszląc.
-Jak to same? To ja się wami zajmę!
-Nie, nie trzeba! Naprawdę! – zaprotestowała
Lila.
-Ależ panienko! Jak to nie trzeba twoja
siostra zostanie z tym sama… - kobieta nie dokończyła, bo przerwał jej dzwonek
do drzwi.
Lekarze weszli do środka bardzo ociężale.
Nie wykazywali żadnej serdeczności, ani chęci pomocy. Wszystko robili z łaski i
od niechcenia. Byli gburowaci.
Doktor zbadał dziewczynę,
przepisał leki i wytłumaczył jak ma je zażywać, po czym zaczął się wycofywać z
powrotem do karetki.
-Nie trzeba z nią jechać do szpitala!? –
oburzyła się Halina.
-Nie ma sensu. To nic poważnego. – odparł
inny lekarz.
-Dziewczyna jest wyziębiona!
-Jak pani wie lepiej to po co pani nas
wzywała. – przeszył ją zimnym wzrokiem.
Na szczęście trzeci z grupy obiecał, że
zabiorą je na urwisko. Chociaż on jeden, najmłodszy, najmniej doświadczony miał
dobre serce i prawdziwą chęć niesienia pomocy innym.
-Tydzień w łóżku i będzie po sprawie. –
powiedział cicho do Lili, jasne kosmyki włosów przesłoniły jedno z brązowych
oczu. – To nic poważnego, nie ma się czym martwić. Na przyszłość bądź bardziej
ostrożna. – położył jej rękę na kolanie, zamknął oczy.
Lila nie zwracała uwagi na cały ten
otaczający ją cyrk. Miała wszystko w poważaniu. Chciała być w domu i zacząć
następny dzień w spokoju tak jak zawsze. Poczuła rozchodzące się po jej ciele
ciepło. Odebrała falę pozytywnej energii i doładowania.
Gdy siedziała w karetce przyglądała się z
zaciekawianiem młodemu mężczyźnie, ale ten nie zwrócił już więcej na nią uwagi.
Ten ułamek sekundy przyniósł coś niezrozumiałego. Jedno dotknięcie i
uzdrowienie. To na pewno tylko stan umysłu. Wyczerpanie mieszało jej w głowie.
Rzeczywistość zlepiała się ze snem. Nieporozumienie.
Gdy dojechali na miejsce Euralia i Kapi
siedzieli na schodach przed domem.
-Boże, Lila! – wykrzyknęła Euralia,
dostrzegając Lilę wychodzącą energicznie z ambulansu i zerwała się na równe nogi.
-Dziękuję panie doktorze! – podziękowała
pani Halina. – Ja się nimi zajmę!
Lila kroczyła szybko w stronę siostry.
-Tak, tak wszystko będzie pod kontrolą. –
słyszała jeszcze ostatnie słowa Haliny. – Nie, nie trzeba…
Siostry rzuciły się w objęcia.
-Co się stało? – powiedziała cicho Euralia
do ucha Lili. – Kim jest ta kobieta?
Trząsnęły drzwi od karetki, która szybko
pomknęła w dół urwiska.
-Witam panienko, jestem Halina Menstok.
Pracuję z twoją mamą i wyłowiłam twoją siostrę ze studni. – odrzekła kobieta.
-Ze
studni?- zdziwiła się Era i wysunęła się z uścisku siostry.
-Och, to długa historia Era. Potem ci
wszystko wytłumaczę. – wtrąciła się Lila i zajęła się kaszlem.
Dziewczyna widząc Kapiego przy Euralii,
poczuła ogromną potrzebę, aby był przy niej Jacek. Świadomość, że wszystko
coraz bardziej się sypie nie pozwalała jej dalej normalnie żyć.
Gdzie jest ten idiota i co się z nim dzieje,
zastanawiała się czując wściekłość na cały świat.
Niestety on coraz mniej się nią przejmował.
Zbywał ją dla byle czego. Czas spędzony razem nie dawał już takiej satysfakcji.
Rozmowa psuła się po wymianie zaledwie kilku zdań. To nie był już ten sam
chłopak co kiedyś. Przestało mu zależeć, tylko ona nie potrafiła znaleźć powodu
czemu. Co zrobiła nie tak? Jaki błąd popełniła? Brakowało jej go coraz bardziej
z dnia na dzień. Coraz większa pustka wypełniała jej wnętrze. Bała się
samotności i jednocześnie wiedziała bardzo dobrze, że do tego dojdzie lada
moment. Dlaczego tak się łudziła i oszukiwała?
Kiedyś szaleli za sobą. Teraz żyła już tylko
przeszłością.
Niegdyś spotykali się każdego dnia, a nawet
i trzy razy dziennie. Nasunął jej się na myśl jakiś wieczór, gdy siedzieli na
plaży miejskiej. Łodzie dobijały do brzegu. Był zachód słońca. Pamiętała jak
wtuliła się w jego objęcia i jak położyli się na ciepłym pisku. Wspomniała jak
całowali się namiętnie i kochali się pełnym sercem, ale ona przestała mu
wystarczać. Każdy kolejny dzień przynosił więcej zawodu, bólu i cierpienia.
Wszystko się psuło, każdy szczegół, każda najmniejsza pierdoła zadawała cios
prosto w serce bez możliwości odparowania go, ale mimo tego wszystkiego zawsze
miała nadzieję na odbudowanie więzi.
Ból przeszył jej serce.
Może była za bardzo naiwna? Na pewno była,
ale nie mogła nic zrobić. Nie była w stanie, bo to ją przerosło. Czuła się jak
idiotka w nie swojej bajce, szukająca szczęścia bez grama prawdopodobieństwa na
znalezienie go, a bezradność przybijała ją do ściany coraz mocniej i nie
pozwalała oddychać.
-To ja już pojadę! – odezwał się Kapi,
przerywając niezręczną ciszę i wstał ze schodów.
Jego głos poirytował Lilę. Jego obecność
przyprawiała ją o drgawki. Właściwie czemu pozwalała na to, żeby jej siostra
spotykała się z takim kretynem. Nienawidziła go od początku i tak będzie do
końca.
-Ale
gdzie?- zdziwiła się Era i wymienili między sobą zdezorientowane spojrzenia.
-Niezłe tu zamieszanie, więc nie będę
przeszkadzać. – odparł Kapi, odsuwając się powoli coraz bliżej motoru stojącego
na uboczu.
-No, ale… - zaprotestowała Era i rozłożyła
ręce, wyrażając zdziwienie.
-Kocham cię. – powiedział Kapi i odjechał na
motorze.
Euralia rzuciła wzrokiem na nieznajomą
kobietę, ale nie skomentowała nic, a widać było, że słowa cisną jej się na
usta.
Wszystkie weszły do domu.
Lila postanowiła wziąć gorący, rozgrzewający
prysznic.
Euralia zaczęła podlewać
kwiaty, akceptując opornie obecność starszej pani i jej swawolność w ich domu,
gdzie czuła się jak u siebie, nie odczuwała żadnych ograniczeń i zajęła się
przygotowaniem obiadu.
Gdy Lila zakończyła kąpiel, ubrała się w piżamę
i wskoczyła do łóżka pod ciepłą kołdrę. Dziewczyna miała okropny katar i
kaszel, bolało ją gardło i brzuch, a na dodatek miała zawroty głowy. Straciła
całą energię, którą miała stojąc przed domem i wbrew przekonaniom ciepły
prysznic jej nie dostarczył. Chwilę po tym jak dziewczyna położyła się w łóżku
do pokoju weszła pani Halina i Euralia. Obie niosły talerze ciepłej zupy.
Era usadowiła się na swoim łóżku bez słowa z
zastygłą, nie wyrażającą żadnych emocji twarzą.
-Masz dziecko i jedz póki ciepłe. – powiedziała
pani Menstok podając Lili talerz rosołu. – Pewnie dawno nie jadłyście takiego
prawdziwego obiadu. – dodała i wyszła.
Zupa była wyśmienita, doskonale
przyprawiona, a od samego zapachu ślinka ciekła na język. Po zjedzeniu jej Lila
poczuła się zdrowsza i w pełni rozgrzana.
-Wytłumacz mi proszę
wszystko, bo jak Boga kocham nic nie rozumiem! – zaczęła Euralia a jej głos
przybierał coraz ostrzejszy ton z każdym kolejnym słowem.
-To był wypadek. – odpowiedziała pewnie
Lila. – Zwykły, niefortunny wypadek. Wpadłam do studni…
-Ja rozumiem wszystko, wypadki się zdarzają,
wręcz chodzą po ludziach, ale co ona...?! Co ona tu robi!? Irytuje mnie i nie
będę tego ukrywać. – wtrąciła srogo.
-Wyciągnęła mnie. Szefowa mamy. Zwykły
przypadek. Myślę, że mają z mamą bardzo dobry kontakt i czuje się zobowiązana
aby mieć nad nami opiekę.
-To jest obca kobieta, która rządzi się jak
u siebie i chodzi po naszym domu, a my jej właściwie nie znamy. Nie wydaje ci
się to nieco dziwne?
Halina weszła do pokoju i dyskusja zatrzymała
się na językach bliźniaczek.
-Smakowało? – zapytała zabierając talerze.
-Była przepyszna. – oceniła Lila.
Euralia podjęła znowu, gdy starsza kobieta
zniknęła za drzwiami:
-Nie wiem, co się ostatnio tutaj dzieje.
Jesteśmy w trudnej sytuacji i mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę. –
mówiła spokojnie, a jej głos był bardzo poważny. -Potrzebujemy wsparcia, bo
same nie damy sobie z tym wszystkim rady, nie oszukujmy się.
-Do czego dążysz?
-Zawiadomiłam ojca i powiedział, że postara
się przyjechać jak najszybciej. – wyrzuciła z siebie jednym tchem.
-Co? – zdziwiła się Lila. – Co ty zrobiłaś!
– wykrzyknęła i zaczęła kaszleć.
-Z mamą jest źle, rozumiesz? Nie mamy
opiekuna i na dodatek przyprowadzasz obcą kobietę do domu! – wybuchła po raz
kolejny.
-To nie jest obca kobieta! – zdenerwowała się
Lila.- Dobra, fakt, jest obca, ale dobrze znają się z mamą. Poza tym wyciągnęła
mnie za studni, ocaliła mi życie, bo tam na dole, chcę żebyś wiedziała,
straciłam nadzieję i byłam przekonana, że umrę. – zakończyła spokojnie.
Na twarzy jej siostry namalowało się
zakłopotanie.
-Przynajmniej teraz wiem, że zdajesz sobie
sprawę z powagi całej tej sytuacji, w której się znajdujemy i jej
beznadziejności. – odparła powoli Era.
-Jak
mogłaś to zrobić!- rzuciła z wyrzutem. – Rozmawiałyśmy o tym!
-Ty nigdy nie zmądrzejesz, chyba! – wstała
gwałtownie.
-Wyjdź! – warknęła Lila. – Nie mam ochoty na
ciebie patrzeć.
Euralia wyszła targana emocjami z pokoju.
Uspokojenie się zajęło jej kilkadziesiąt
dobrych minut. Oddychała głęboko, starając się wyrzucić z głowy wszystkie
przychodzące do niej myśli, a każda następna była coraz bardziej bolesna i
sprowadzała człowieka stanowczo na twardą ziemię. Chwyciła leżące na biurku
chusteczki i opróżniła nos. Odkładając paczkę z powrotem, zauważyła leżącą obok
mokrą szmatkę, zarysowującą kontury owiniętego w nią elementu. Natychmiast
odwinęła materiał i jej oczom ukazała się kolejna posrebrzana figurka tym razem
pegaza.
Uśmiech mimowolnie wszedł jej na twarz.
Będzie dążyć do celu mimo wszystkich przeciwności i nie da za wygraną.
Rzeczywistość, która miała nastąpić nie była zbyt wesoła i wręcz czuła dreszcze
na całym ciele na samą myśl o ojcu, który niebawem miał się tutaj zjawić. Łza
pociekła jej po policzku. Sama nie wiedziała, czy ze szczęścia, bo przecież
powodziło jej się w misji, którą podjęła, czy z bólu, który przynosiła
przeszłość powoli stająca się bardzo niedaleką przyszłością.
Witam ponownie! Dziękuję za cierpliwość wszystkim, którzy tu są, a mam nadzieję, że tak. Wasze komentarze bardzo zmotywowały mnie do dalszej pracy. Te pozytywne dały efekt samozadowolenia i pokazały mi, że to co robię ma sens. Te negatywne ukazały błędy, ktore popełnialam i dzieki temu wiedziałam, co muszę poprawić.
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał, bo jeśli mam być szczera to czegoś mi w nim brakuje i majstruje przy nim już któryś dzień i nie mam pojęcia co jest nie tak. Może dalibyście jakieś wskazówki co zepsułam.
Nie mam pojęcia ile wam przyjdzie czekać na następny rodział. Do końca roku się na pewno nie wyrobię ;D
Życzę wszystkim pogodnych dni i uśmiechu na twarzy. niech wasza przeszłość, teraźniejszość i przyszłość będą całkiem różnymi historiami i niech ból usunie się z waszego świata. Pozdrawiam!
Etykiety:
dziewczyny,
fantastyka,
fantasy,
figurka,
hobby,
książka,
opowiadanie,
przeszłość,
przygoda,
przyszłość,
siostry,
strach,
strażniczka,
studnia,
śmierć,
trwoga,
wypadek,
zagubienie,
zainteresowania
środa, 15 lipca 2015
Rozdział 10: Przegrana sprawa
Następnego dnia Lilia obudziła się w
wyśmienitym humorze. Otworzyła oczy, wpatrzyła się w biały sufit i uśmiechnęła
się do siebie. Dlaczego? Sama nie wiedziała. Przeciągnęła się kilka razy na
łóżku. Spojrzała przez okno i oceniła pogodę.
Ciepło, słonecznie, w najbliższym czasie
brak opadów, brak chmur na niebie, myślała i uśmiechnęła się po raz kolejny.
Wreszcie spuściła na dół nogi, siadając.
Bose stopy dotknęły mięciutkiego dywanu. Przetarła oczy. Wykrzywiła lekko twarz,
próbując się w pełni rozbudzić i ze zdziwieniem spojrzała na starannie
zaściełane łóżko Euralii.
Wstała, wyprostowała do granic kręgosłup,
próbując sięgnąć sufitu, co oczywiście było niemożliwe. Wybrała ubrania i
wyciągnęła je z szafy, a potem powoli, włócząc nogami wyszła z pokoju. Skierowała
w dół schodów spojrzenie, które wyrażało nic innego jak ,,Halo, gdzie wszyscy
się podziali?” i poszła na górę do łazienki.
Kilka, a nie kilkanaście minut później stała
z powrotem przed swoim niepościelonym łóżkiem. Miała dzisiaj wyjątkową siłę do
życia i mnóstwo energii. Uporała się z okropnie wymiętą pościelą i zeszła zjeść
śniadanie.
-Era! – krzyknęła, zbiegając ze schodów.
Nie usłyszała żadnego odzewu.
Po przekroczeniu progu do
kuchni dopadła do okna i skontrolowała sytuację.
Gdzie ona się podziała?, pytała się w
myślach.
Jedząc pyszne śniadanie – płatki z mlekiem –
myślami ciągle była przy dniu wczorajszym. W pewnym sensie nie mogła uwierzyć w
to co się dzieje. Nie potrafiła sobie wytłumaczyć jak takie zdarzenia niczym z
filmu znalazły się w jej życiu. Co to może znaczyć? Myślała też o dalszym
sensie drążenia całej historii łańcuszków i stwierdziła, że nie ma mowy o
poddaniu się. Zastanawiała się, gdzie dalej szukać, na czym to wszystko polega
i jaki krok wykonać następny. Nie miała pojęcia, co teraz powinna zrobić, a
jedyną deską ratunku w tej sytuacji była ,,Księga magicznych rzeczy’’.
Uprzątnęła wszystko w pośpiechu i skoczyła na górę. Dorwała książkę i siadając
na łóżku, wzięła głęboki wdech, kładąc ją sobie na kolanach. Wymówiła słowa
wstępu i księga otworzyła na się na stronie teoretycznie idealnie pasującej do
jej wymagań, ale niestety była ona cała biała z widniejącym jedynie na środku
odnośnikiem do innej lektury o tytule ,,Księga stworzeń magicznych’’.
Westchnęła i szybkim ruchem wepchnęła
książkę pod łóżko, zamykając ją wcześniej niemal w locie z donośnym hukiem.
Ruszyła szybkim krokiem do biblioteki. Odnalazła tom, jak się okazało również
kopię schowaną pod podłogą, bo oryginał był nieobecny. Zerknęła przelotnie na
kształt zamka i siadając ponownie na łóżku dopasowała w niego figurkę wilka.
Książka otworzyła się wydając z siebie pomruk niezadowolonego zwierzęcia. Lila
zmieszała się i poczuła, że serce zabiło jej mocniej. Powiedziała grzecznie
czego szuka przełykając nieustannie nerwowo ślinę i szczęśliwa, że udało jej
się osiągnąć to co chciała bez większych problemów, uśmiechnęła się,
spoglądając na stronicę.
Zaczęła czytać:
-,,Pegaz – zwierzę mające wiele wspólnego z
koniowatymi, żyjący i funkcjonujący jak one, wyróżnia się posiadaniem skrzydeł;
nie ma zdolności magicznych. Nazwa tego zwierzęcia ma wiele znaczeń: źródło,
studnia, piorun lub błyskawica.” – skończyła czytać. – Wiele informacji tutaj
nie ma. Jakoś skąpo. – stwierdziła. – W jaki sposób mam powiązać to zwierzę z
jakimkolwiek miejscem? – zamknęła z trzaskiem książkę i wsunęła ją pod łóżko.
Oparła łokcie na kolanach i brodę na
dłoniach. Przymknęła oczy. W jej głowie panowała zupełna pustka. Nie wpadła na
nawet jeden pomysł. Nie potrafiła znaleźć nic kojarzącego się z pegazem.
-Potrzebuję czasu, ale z tego co wiem to go
nie mam. – wyszeptała cicho.
Im dłużej myślała tym bardziej uświadamiała
sobie beznadziejność sytuacji. Coraz częściej miała wątpliwości, co do
ciągnięcia tej sprawy. Jedna jej część zapierała się przy szukaniu. Ciekawość,
intryga, upór nie dawały jej możliwości porzucenia poszukiwań. Druga część
stanowczo się buntowała. Odbierała, jak mniemała, coraz więcej bodźców
nakłaniających ją do porzucenia tego rozdziału w życiu. Niepewność, strach,
niedowierzanie sprawiło, że nie była w stanie się zdecydować na wybór jednej
drogi. Stanęła na rozdrożu. Była w kropce. Nikt nie mógł jej teraz pomóc i w
nikim nie miała oparcia, co było najgorszym z możliwych scenariuszy.
-Może, że nie dosłownie najgorszym, ale
jednym z gorszych… - szepnęła z początkowym zamiarem kontynuowania swojego
wywodu, gdyby nie nagły trzask drzwi.
Otworzyła szeroko oczy, czując
zdezorientowanie i zauważyła na wprost siebie Euralię, którą całował Kapi. Skrzywiła
się. To było bardzo krępujące. Czuła przeogromną chęć posiadania peleryny
niewidki lub chociażby zdolności znikania.
-Mnie tu nie było. – powiedziała zamykając
oczy i wychodząc, a w tym momencie zadzwonił dzwonek.
Zbiegła szybko po schodach i otworzyła drzwi.
Stał w nich Jacek.
Jej twarz rozpromienił uśmiech od ucha do
ucha. To jego właśnie potrzebowała. Chwili relaksu, odpoczynku, ciepła i
spokoju. Pragnęła oderwać się od teraźniejszości i odpłynąć w jego ramionach
jak najdalej. Na koniec świata i jeszcze dalej.
-Obiecałem, że wrócę. – uśmiechnął się i
pocałował ją czule i delikatnie w czoło. Jego wargi musnęły jej skórę.
To było za mało. Chciała więcej. Pragnęła
tego z całych sił. Gdzie się podziała ta namiętność i porywczość? Gdzie ten
polot?
Wpuściła go do domu i zamknęła za nim drzwi,
opierając się o nie plecami. Spojrzała w jego błękitne i głębokie jak morze
oczy. Nie była pewna, czego tam szukała, ale z pewnością tego nie odnalazła.
Opuściła rozczarowana wzrok i wbiła go w podłogę. Z czubka głowy zsunęły się
kosmyki włosów, zakrywając jej twarz. Osunęła się lekko, wyginając swe ciało w
łuk i zapierając się nogami kilkadziesiąt centymetrów od drzwi.
-Jest tu mój brat? – zapytał chłopak.
Lila otworzyła usta by coś powiedzieć, ale
zanim to uczyniła, najpierw wskazała palcem na schody, potem odgarnęła włosy,
zerknęła na Jacka i wyszeptała:
-Z Euralią. Nie przeszkadzajmy im.
Jacek zbliżył się do niej powoli. Przejechał
dyskretnie zębami po dolnej wardze. Położył jej dłonie na barkach. Uśmiechnął
się.
Wyprostowała się.
Odgarnął jej włosy z szyi. Schylił się i
zaczął ją całować w szyję. Był taki subtelny, finezyjny, pełen ciepła i
miłości.
Przechyliła lekko głowę na prawo. Oplotła
rękoma jego głowę, opierając przedramiona na jego barkach. Oderwała się od
drzwi.
Zbliżyli się.
Chłopak zjechał powoli, łagodnie do jej
obojczyka. Rozpiął kilka guzików jej koszuli i objął ją gwałtownie.
Zamknęła oczy. Na to czekała.
Oddała się mu całkowicie. Zaczął się liczyć tylko ten moment. Przestała dbać o
wszystko. Uśmiechnęła się i wypuściła powoli powietrze.
Zależy
mu jeszcze, pomyślała. Kocha mnie. Wszystko wraca do normy. Mój wspaniały.
-Aniele! – wyszeptała.
Poczuła na skórze jak wypuszcza powietrze i
chichocze cicho. Potem usłyszała bicie jego serca. Najwspanialsza rzecz jakiej
można doświadczyć. Udzielił się jej ten spokojny rytm i stanowczość. Była
obracana w jego ramionach jak lalka. Pozwalała na to. Czuła jego dłonie na
plecach i silny uścisk nie pozwalający jej się oddalić. Ciepłe wydychane przez
niego powietrze otuliło jej ciało jak obłok. Jego włosy połaskotały jej lewe
ramię.
Usłyszała z góry jakąś spokojną muzykę.
Jego ciało zaczęło podążać w jej rytm.
Pociągnął za sobą dziewczynę i tak zaczęli się kręcić po przedsionku a ich nogi
niemalże nie dotykały ziemi. Robili to z delikatnością, lekkością i
uniesieniem.
Usłyszała pukanie do drzwi. Wzdrygnęła się.
Jacek nie przestawał.
-Zaczekaj. – szepnęła mu do ucha.
Odepchnęła od siebie nieustępliwego
chłopaka. Szybko zapięła guziki i ułożyła w kilka sekund włosy, po czym
otworzyła drzwi. Uśmiechnęła się trochę nieszczerze.
To był listonosz. Przyniósł paczkę do
Euralii.
Zawołała ją z góry.
Dziewczyna zbiegła w tempie błyskawicy.
Co to takiego ważnego?,
pomyślała Lila, ale nie dowiedziała się.
Jej siostra zabrała przesyłkę i wbiegła z
powrotem na górę.
Lila podziękowała za Euralię listonoszowi i
pożegnała go. Zatrzasnęła drzwi.
Jacek wyłonił się z kuchni.
-Widziałeś to? – zapytała z niedowierzaniem,
wskazując palcem na schody.
-Śpieszyło jej się. – zauważył i puścił jej
oczko.
Zaśmiała się dyskretnie.
-Może przejażdżka motorem? – zaproponował.
-Pewnie. – odparła Lila, chwyciła go mocno
za rękę i wyszli na podwórze.
Nie poinformowała siostry. Zostawiła to w
spokoju. Postanowiła się nie wtrącać. Nie chciała nic wiedzieć, ani mieć z tym
coś wspólnego.
Chłopak z gracją założył czarny, stylowy
kask, a potem pomógł Lili.
Siedząc już wygodnie na motorze, Lila
oplotła jego ciało rękoma, zamykając je w silnym objęciu.
Jacek zacisnął schowane w rękawicach dłonie
na kierownicy i odpalił.
Przyległa do jego pleców i cmoknęła go w
kark. Zauważyła w lusterku jego uśmiech. Przykleiła policzek do jego łopatki i
tak już pozostała.
Ruszyli powoli, nabierając z chwili na
chwilę rozpędu. Wiatr rozwiał jej nie w całości schowane pod kaskiem włosy.
Warkot silnika zagłuszył nawet szum gniewnego i nieziemsko głośnego morza.
Jechali w dół urwiska do centrum miasteczka Wenetan.
Było to stosunkowo niewielkie miasto i sporo zacofane w czasie. Mieszkańcy nie
znali tam nowoczesnych technologii: internetu, telefonów komórkowych. Żyli
własnym, spokojnym i beztroskim życiem. To miejsce niewątpliwie kojarzyło się z
Arkadią. Samochody spotykało się sporadycznie. Po ulicach jeździły jedynie
karetki wzywane od czasu do czasu. Ludzie używali rowerów, ale głównie chodzili
na pieszo.
Lila przyjechała tutaj z dużego miasta, z
Heatseable. Na początku była wyrzutkiem. Ona i jej siostra miały skuter,
laptopa, kilka nowych gadżetów. Nie były tutaj przyjaźnie witane. Ewidentnie
nie pasowały do towarzystwa.
Jacek i Kacper to synowie jednej z
najbogatszych rodzin w mieście. Zaopiekowali się bliźniaczkami. Od razu coś
między nimi zaiskrzyło. Dwie siostry i dwóch braci spotkali się w jednym małym
miasteczku, gdzie wszystkie drogi prowadzą do centrum i gdzie każdy znam
każdego. Coś było na rzeczy. Coś było w powietrzu. Wszystko było odgórnie
zaplanowane. Takie, bynajmniej, odnosiło się wrażenie.
W centrum miasta znajdowała się studnia. Właśnie
stamtąd odchodziły drogi we wszystkich kierunkach.
W mieście znajdowała się piekarnia, kuźnia,
biblioteka, bank, szkoła, kościół, fryzjer latarnia, kilka domów rybaków,
ratusz, szpital, apteka i kilkanaście kamieniczek oraz jedyna i niepowtarzalna
Willa na urwisku Setar.
Lila zerknęła na zdradliwe morze. Wyglądało
na zupełny raj na ziemi, a zginęło w nim już tylu rybaków. Wszystko przez to,
że zatoka była otoczona wysokim i niebezpiecznym klifem. W tym małym kawałku
ogromnego oceanu występowało tak wiele płycizn i tworzyło się tyle wirów, że
tylko ci najbardziej doświadczeni potrafili dać sobie radę. Nawet najstarsi
twierdzili, że za każdym razem kiedy wydaje się, że już widzieli wszystko ta
woda wymyśla kolejne pułapki. Jest jak żywe zwierze, złapane, nieujarzmione i
zamknięte w zatoce niczym w klatce.
W centrum miasta był okrągły Plac Rekela wyłożony
brukiem i otoczony starymi, ale wciąż w dobrym stanie kamienicami. Na wprost
znajdował się ratusz z wysoką wieżą, na której błyszczał duży, srebrno-złoty
zegar. Po lewo był Kościół również z wieżą, ale była ona nieco mniejsza od tej
ratuszowej. Od tego miejsca odchodziło 7 dróg. Po środku znajdowała się
zabytkowa, kwadratowa studnia ze słomianym daszkiem. Zazwyczaj plac ten był
zastawiony różnorodnymi straganami, ale dziś była niedziela, czyli jedyny
dzień, w którym nie ma targu. Sobota jest natomiast tym, w którym występuje
zwiększony ruch i tłok jak na dworcu kolejowym.
Dojechali jak najbliżej studni.
Chłopak wyłączył motor.
Warkot ustał. Zapadła głucha cisza
przerywana krzykami latających po niebie mew. Gdzieś pod kamieniczkami
spacerowała para starszych ludzi. Po drugiej stronie szła pani z psem na
smyczy. Była bardzo odświętnie ubrana: marynarka, białe rękawiczki, szpilki i
czarny kapelusz na głowie z dużym rondem.
W kościele zabiły dzwony, przypominając o
zbliżającej się mszy. Z kamieniczek powychodzili starsi ludzie i nieliczni
młodzi. Zaczęli pędzić na złamanie karku do kościoła, co było z jednej strony
uzasadnione, ale z drugiej wręcz śmieszne.
Kościółek był w istocie mały i mógł
pomieścić niewielką liczbę osób, jednakże niewielu do niego chodziło. Nie było
powodu aby tak się śpieszyć i zajmować miejsca, bo ich tak naprawdę było pod
dostatkiem.
Lila zdjęła kask, spod którego wylała się
fala długich włosów. Podeszła do studni i oparła się o jej ściankę.
-Chłodno dziś prawda? – powiedziała.
Ubrana była jednak nie za ciepło. Miała
niebiesko-białą koszulę w drobniutką kratkę, szczupłe jeansy – rurki oraz szare
trampki.
-Prawda. – potwierdził Jacek.
On natomiast miał na sobie czarną, skórzaną
kurtkę, takiego samego koloru spodnie i białe adidasy.
-Jesteś dziś wyjątkowo rozmowny. – zauważyła
Lila i spuściła wzrok.
-Myślę. – odparł Jacek i zbliżył się powoli.
-Umawiasz się ze mną żeby myśleć?! –
zdenerwowała się i wyciągnęła ręce w przód aby go zatrzymać na wyznaczoną
odległość. -Więc, nad czym tak myślisz? – zapytała i załapała go za rękę.
-Mam parę problemów. – stwierdził.
Pociągnęła go do siebie i zarzuciła mu na
szyje ręce.
-Istotnych w tym momencie tak bardzo? –
uśmiechnęła się.
Objął ją w pasie i wyszeptał do ucha:
-W tym momencie niewiele oprócz ciebie jest
ważne.
Pocałowała go namiętnie, ale
niemal natychmiast wyczuła jakiś opór. Przestała zdezorientowana. Odsunęła go
od siebie lekkim ruchem. Spuściła głowę i wzięła głęboki wdech. Zauważyła na
ściance studni dziwną złotą linię. Zaintrygowało ją to.
Jacek zerknął na swoje spodnie.
-Jasna… – krzyknął
Wzdrygnęła się i spojrzała na niego z
wyrzutem.
Widać
było jak wstrzymuje cisnący mu się na usta potok niecenzuralnych słów. Zrobił
niewinną minę i bezskutecznie próbował zetrzeć plamę ze spodni. – Moje nowe
spodnie od wujka z Heatseable! Jasny gwint! – rzucił na nią jeszcze raz
wzrokiem, a ona ani drgnęła i nie zmieniła też swojego rozzłoszczonego wyrazu
twarzy. – Przepraszam cię, Lila, ale ja jadę do domu.
-Że co? – rozczarowała się jego zachowaniem.
– Twoje spodnie są ważniejsze ode mnie! – wściekła się. – Fajnie wiedzieć! –
krzyczała głośno.
Spróbował ją delikatnie uciszyć, ale to dało
przeciwny rezultat. Umknął od jej piorunującego wzroku.
-Rób, co chcesz! Mów co chcesz! – rzucił Jacek i zaczął zakładać kask. – Moje nowiutkie spodnie! Kosztowały majątek! –
wyżalił się do siebie. - Kocham cię! – dodał jeszcze wsiadając na motor i
odjechał.
Ale egoista, pomyślała Lila i nie mogła
wyzbyć się opanowującego ją zdumienia i zdębienia. Z kim ja się zadaję? Czy
lokuję swoje uczucia i nadzieje w dobrym człowieku? Boże daj mi siłę!
Patrzyła tępo jak znika za rogiem kamienicy.
Zacisnęła ze złości dłonie i poczuła jak napływają do jej oczu łzy. Rozejrzała
się zdenerwowana i otarła szybkim ruchem dłoni spływające po policzkach łzy.
Nie traciła już więcej czasu. Zaczęła
ścierać ścianę starej studni. Odrzuciła wszystkie dręczące jej myśli. Wyciszyła
się i uspokoiła oddech. Odnalazła cierpliwość. Po kilku minutach wytarła
wszystko. Ukazały się złote kontury błyskawicy.
Oczyściła brudne, osmolone
dłonie o spodnie. Zerknęła na nie później. Skrzywiła się na myśl o tym jak
ciężko będzie je doprać.
Jasne, zrozumiała nagle. Studnia to źródło wody,
a błyskawica, piorun upewnia mnie jeszcze w tych przekonaniach. Wszystko wiąże
się z pegazem. Właściwie to ze znaczeniem tego słowa. Tylko gdzie to może być
ukryte? Może jakaś podpowiedź?
Zaczęła się emocjonować. Od środka
rozpierała ciekawość. Jednocześnie była niepewna.
Zerknęła w głąb studni, znajdując jedynie
chłód. Jej postać odbiła się niewyraźnie w ciemnej wodzie. Oparła lekko ręce o
murek. Wzięła głęboki wdech, znajdując spokój i ukojenie.
Ściany wewnętrzne zaszły zieloną, lepką
mazią. Woda nie nadawała się już do picia.
Nagle poślizgnęła się. Dłonie zsunęły się ze
śliskiej krawędzi. Przepełniona ostatkiem nadziei próbowała jeszcze złapać się
czegokolwiek, ale było już za późno. Leciała w dół. Pochłonął ją półmrok.
Powiało chłodem. Machała rękoma i nogami szukając jakiejś deski ratunku. Otarła
ostro łokieć. Wpadła do wody, tracąc oddech. Rana zaczęła niemiłosiernie piec.
Przeszył ją dreszcz po nagłej zmianie temperatury otoczenia. Chciała krzyknąć.
Zapomniała o wodzie. Straciła całe powietrze. Zachłysnęła się. Widziała jak
granica woda-powietrze oddala się. Mimo wykonywania licznych ruchów nie
potrafiła się przesunąć w górę. Jej ciało drętwiało. Oczy piekły. Zebrała w
sobie ostatnie siły i wykonała gwałtowny i skuteczny ruch.
-Pomocy! – zaczęła krzyczeć, łapiąc oddech,
ale nikt jej nie słyszał. – Pomocy! – spróbowała jeszcze raz i po raz kolejny
słyszała tylko wiatr wiejący na zewnątrz.
Woda
była lodowata, a Lila z trudem utrzymywała się na powierzchni.
Serce biło jak młotem. Ciało odmawiało współpracy.
Brakowało jej oddechu. Zderzyła się ze świadomością, że nie daje rady. Poczuła
bliskość śmierci. Była bezradna.
Głowa znów zanurzyła się w wodzie.
Spanikowana szybkimi ruchami uniosła się i złapała oddech.
-Pomocy! –spróbowała jeszcze raz, ale nie
przyniosło to żadnych rezultatów.
Dała za wygraną. Rozluźniła mięśnie. Stała
się taka ciężka. Nabrała najwięcej powietrza jak potrafiła. Zaczęła się osuwać
w dół. Było coraz ciemniej i zimniej.
Śmierć. Co czuje się gdy się umiera?
Odpowiedzi na to pytanie szukają wszyscy i nikt jeszcze jej nie znalazł. Ona
zaraz tego doświadczy. Przegrała sprawę, życie, rodzinę i wszystko co kochała.
Przegrała ze sobą. Czy było warto? Nie było. Po prostu nie potrafiła przestać
we właściwym momencie.
-----------------------------------------------------
Hej wszystkim! Może nie ma już z czytelników tego bloga nikogo. Wiem, że bardzo go zaniedbałam, was zaniedbałam. Widzę cały czas sens w tworzeniu tego co tworzę. Cały czas piszę, ale brak czasu. Tak, każdy tłumaczy się brakiem czasu, a wszyscy dobrze wiedzą, że są granice cierpliwości i wytrwałości w oczekiwaniu na następny post. Mam nadzieję, że wam się podobało to co stworzyłam. Następnym razem nie będę obiecywać, że coś wstawię, bo na prawdę nie mam pojęcia kiedy to zrobię. Czas płynie i nie stoimy w miejscu. Pozdrawiam i czekam na opinie <3
Etykiety:
dziewczyny,
fantastyka,
fantasy,
figurka,
hobby,
koniec,
książka,
księga,
opowiadanie,
pegaz,
przegrana sprawa,
przygoda,
siostry,
strach,
strażniczka,
studnia,
śmierć,
trwoga,
wypadek,
zainteresowania
Subskrybuj:
Posty (Atom)