piątek, 16 września 2016

Blog zamknięty

Postawiłam sobie za cel napisanie książki i jestem na dobrej drodze żeby to osiągnąć. Widzę, opinie, blog mi bardzo pomógł w dążeniu do celu mimo załamań, ale nie widzę już dalszego sensu prowadzenia go ;)

sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział 11: Przeszłość powoli stająca się przyszłością



   Opadając bezwładnie coraz głębiej i głębiej, serce biło coraz wolniej i słabiej. Zimno przestało przeszkadzać. Ból przestał mieć znaczenie. Niebezpieczeństwo, bezradność, niemoc, paraliż i pustka, i koniec, nie było już nic. Granica woda-powietrze już dawno się zatarła. Ciemność pochłonęła jej ciało.
   Przed oczami pojawiła się uśmiechnięta twarz Euralii. Sprawiło jej to niewyobrażalny wewnętrzny ból. Nie mogła sobie darować tego, że ją zostawia zdaną wyłącznie na siebie w tych ciężkich chwilach. Nie mogła już teraz nic zrobić. Stało się.
   Zamknęła powoli oczy. Wypuściła powietrze. Woda dostała się do płuc. Zaczęła wypełniać jej kruche ciało od środka. Skostniała, stanowiła już tylko nic nie znaczącą rzeźbę, cząstkę świata, która musiała pójść w zapomnienie.
   Nie panikowała. Była spokojna, pogodzona z losem. Nadzieja ją opuściła.
   Wtedy zobaczyła mamę. Krzyczała coś. Histeryzowała. Gestykulowała. Była blada. Przerażona. Usłyszała jej głos:
   -Nie! – dźwięk przeszył jej ciało jak igła, wzdrygnęła się. – Walcz! Nie dawaj za wygraną! Nie możesz! – rozbrzmiało echem w jej głowie.
   Otworzyła oczy. Zebrała się w sobie.
   To szaleństwo, przemknęło jej przez myśl.
   Była już jedną nogą w grobie.
   Obudziła się w niej chęć walki. Nie mogła zostawić tego świata. Jest jednak jego częścią. Każda część jest na wagę złota, bo bez części nie da się złożyć całości. Świat nie będzie funkcjonował jak dawniej, gdy jej zabraknie.
   Wykonała kilka szybkich i mocnych ruchów. Ostatkiem sił brnęła coraz wyżej. Wróciła iskra nadziei. Uderzyła się w piętę o jedną ze ścian. Zaklęła w duchu. Poczuła, że cegła, w którą uderzyła lekko wcisnęła się. Wypłynęła na powierzchnię. Chwytała powietrze pełnymi płucami. Kaszlała. Wypluwała wodę. Trzymała się. Nadal żyła.
   Udało się, pomyślała. Nie przegram. Nie mogę. Nie zrobię wam tego. Nie pójdę na rękę wszystkim tym, którzy tego chcą.
   -Pomocy! – krzyknęła.
   Ból rozrywał jej ciało. Przeżywała najgorsze chwile swojego beznadziejnego życia. Postanowiła, że cała bezsensowność nie może być widoczna i w chwili jej śmierci. Umrze kiedyś z godnością, bo ten akt ma być przecież uroczysty i honorowy. Czemu ma ginąć przez własną głupotę?
   Złapała powietrze, zyskała siłę, krzyknęła jeszcze raz i zanurkowała.
   Szaleństwo, pomyślała.
   Przejechała dłonią po wklęsłej cegle i usunęła z niej osad. Jej oczom ukazała się złota błyskawica. Serce zabiło szybciej. Jakaś lampka zapaliła się w jej głowie. Nagle odzyskała resztki sił. Zaparła się nogami o drugą ścianę i zaczęła wciskać cegłę w głąb muru, ale ta nie chciała się już dalej ruszyć. W końcu dobiła do końca. Poczuła ulgę. Obok otworzyła się skrytka. Nie zwracała uwagi na to, co tam jest. Wepchnęła to w kieszeń spodni i zamknęła klapę. Cegła powróciła na swoje miejsce. Wynurzyła się, zachłystując się mieszanką wody i powietrza.
   -Pomocy! – zaczęła krzyczeć ile sił w piersi. – Czy ktoś mnie słyszy?
   -Halo! – krzyknął ktoś z góry.
Serce zabiło mocniej. Wewnętrzne ciepło rozeszło się po ciele.
   -Dziękuję mamo. – wyszeptała ze łzami w oczach.
   Kamień spadł jej z serca. Uśmiechnęła się, dostrzegając sens egzystencji. Świat zamienił się jasnymi kolorami. W końcu coś nabierało sensu.
   U wylotu studni, jedynym okienku łączącym Lilę z życiem, pojawiła się drobna głowa starszej kobiety. Musiała być niska.
   -O rety! Panienko! Co też panienka tam wyprawia?! – słuchać było babciny głos, a w nim oczywiste zdziwienie.
   Kobieta błyskawicznie zaczęła spuszczać w dół wiaderko.
   - Niechże panienka się chwyci to panienkę wciągnę! – krzyczała.
   -Jeszcze trochę w dół! – odkrzyknęła dziewczyna.
   Lila wciągnęła jedną nogę do wiaderka i chwyciła się mocno liny.
   -W górę! –krzyknęła do kobiety.
   Im wyżej się wznosiła tym bardziej odczuwalny stał się wiatr smagający jej mokre ubrania.
   Wreszcie wyszła na bruk. Nie mogła ustać. Podpierając się o ścianę studni spojrzała martwo na kobietę. Jej ciałem rzucały drgawki.
   -Rety, rety! – zdziwiła się kobieta.
   Była to starsza osoba o siwych, kręconych włosach i niebywale niebieskich oczach. Ubrana była w białą kurtkę, spódnicę i brązowe buty. Wokół szyi zawiązaną miała grubą chustę.
   -Niech panienka otuli się w tę chustę! – wymamrotała kobieta i zaczęła ja owijać. – Trzeba na pogotowie!
   Lila nie miała siły się odezwać. Otulona w ciepły materiał, czuła jak opada z sił. Ból napierał na jej czaszkę. Kręciło jej się w głowie. Mroczki fruwały przed oczami.
   -Grypa na zawołanie! Proszę ze mną do domu. – powiedziała. – Tam mieszkam! – mówiła, wskazując na kamienicę obok ratusza. – Ze mną, ze mną! –założyła sobie za szyję lewą rękę Lili i niemal dźwigała ją przecinając rynek. –Ta dzisiejsza młodzież nie myśli! Co też za pomysły macie w tych głowach! Gdy byłam w waszym…
   Słowa wypowiadane przez kobietę zaczęły ginąć w powietrzu. Lila nie wiedziała, co się dzieje. Straciła kontakt ze światem. Wszystko stało się rozmazane, a nogi same włóczyły się po ziemi, przebierając mozolnie raz jedna, raz druga.  
   Gdy powróciła do niej świadomość, leżała na miękkiej kanapie. Była owinięta grubym kocem i przebrana w jakieś suche ubrania. Pierwsze, co do niej dotarło to ciepło, potem swoboda oddychania i spokojny rytm bijącego serca.
   Pokój, w którym się znajdowała był jasnoróżowy i bardzo ładnie umeblowany, nieco staromodnie. Na podłodze leżał bordowy dywan, po środku stały dwa fotele i stolik do kawy. Jedna ze ścian zakryta była ciemnym, drewnianym kredensem. Przy innej stały kwiaty. Przy kolejnej niskie szafki.
   Usłyszała hałas. Uniosła lekko głowę spoglądając przez szeroko otwarte drzwi do kuchni. Widząc starszą kobietę, opadła bezsilnie na miękką poduszkę.
   -Dobrze, że się panienka ocknęła. – usłyszała. – Zaraz będzie tu pogotowie i lekarze zaradzą coś na panienki stan.
   Szurając kapciami, dotarła do dziewczyny, niosąc na tacy ciepłą herbatę z cytryną i postawiła ją na taborecie obok.
   -Och, dziecko! Żebyś ty widziała jak wyglądasz! –zdramatyzowała kobieta. - Powiedz mi teraz, co ty w tej studni robiłaś? – spytała..
   -Stałam, poślizgnęłam się i wpadłam. – wyrzuciła, z trudem wydobywając głos.
   -Och, kochana jak mogłaś być tak nieostrożna?- spytała kobieta.
   -Sama nie wiem, jak to się stało. – odparła.
   -Wybacz dziecko! Z tego wszystkiego zapomniałam się przedstawić! – powiedziała kobieta po chwili ciszy. – Nazywam się Halina Menstok.
   - Lila Birthday. – wysapała.
   Nie chciała się odzywać. Była słaba. Pragnęła, aby kobieta sobie poszła i dała jej spokój.
   -Ta Birthday?- zdziwiła się kobieta. – Ta z Willi na urwisku Setar?
   -Tak ta, ale nie przypominam sobie żebym panią znała. – odpowiedziała ostro, dając natarczywej pani do zrozumienia, że chce odpocząć.
   -Och, nie panienko! My się nie znamy. – zaczęła kobieta, nie odbierając jej aluzji. – Ja mam bank, w którym pracuje twoja mama.
   Lila wysiliła się do myślenia i dała z wygraną. Odpocznie po śmierci.
   -A jak mama? – spytała kobieta. – Nie było jej już kilka dni w pracy. Co z nią?
   -To pani nie wie? – zdziwiła się Lila i powoli usiadła.
   Ujęła w dłonie kubek i wzięła parę łyków.
   -Nie, panienko, a o czym mam wiedzieć?
   -Mama miała zawał. Leży w szpitalu.– posmutniała, przypominając sobie ten wypadek.
   -O mój Boże! Co też panienka mówi? – zdenerwowała się kobieta. – To z kim wy teraz jesteście? Dużo mi o was wasza matka opowiadała.
   -My… Teraz… Same. – wydusiła Lila, kaszląc.
   -Jak to same? To ja się wami zajmę!
   -Nie, nie trzeba! Naprawdę! – zaprotestowała Lila.
   -Ależ panienko! Jak to nie trzeba twoja siostra zostanie z tym sama… - kobieta nie dokończyła, bo przerwał jej dzwonek do drzwi.
   Lekarze weszli do środka bardzo ociężale. Nie wykazywali żadnej serdeczności, ani chęci pomocy. Wszystko robili z łaski i od niechcenia. Byli gburowaci.
Doktor zbadał dziewczynę, przepisał leki i wytłumaczył jak ma je zażywać, po czym zaczął się wycofywać z powrotem do karetki.
   -Nie trzeba z nią jechać do szpitala!? – oburzyła się Halina.
   -Nie ma sensu. To nic poważnego. – odparł inny lekarz.
   -Dziewczyna jest wyziębiona!
   -Jak pani wie lepiej to po co pani nas wzywała. – przeszył ją zimnym wzrokiem.
   Na szczęście trzeci z grupy obiecał, że zabiorą je na urwisko. Chociaż on jeden, najmłodszy, najmniej doświadczony miał dobre serce i prawdziwą chęć niesienia pomocy innym.
   -Tydzień w łóżku i będzie po sprawie. – powiedział cicho do Lili, jasne kosmyki włosów przesłoniły jedno z brązowych oczu. – To nic poważnego, nie ma się czym martwić. Na przyszłość bądź bardziej ostrożna. – położył jej rękę na kolanie, zamknął oczy.
   Lila nie zwracała uwagi na cały ten otaczający ją cyrk. Miała wszystko w poważaniu. Chciała być w domu i zacząć następny dzień w spokoju tak jak zawsze. Poczuła rozchodzące się po jej ciele ciepło. Odebrała falę pozytywnej energii i doładowania.
   Gdy siedziała w karetce przyglądała się z zaciekawianiem młodemu mężczyźnie, ale ten nie zwrócił już więcej na nią uwagi. Ten ułamek sekundy przyniósł coś niezrozumiałego. Jedno dotknięcie i uzdrowienie. To na pewno tylko stan umysłu. Wyczerpanie mieszało jej w głowie. Rzeczywistość zlepiała się ze snem. Nieporozumienie.
   Gdy dojechali na miejsce Euralia i Kapi siedzieli na schodach przed domem.
   -Boże, Lila! – wykrzyknęła Euralia, dostrzegając Lilę wychodzącą energicznie z ambulansu i zerwała się na równe nogi.
   -Dziękuję panie doktorze! – podziękowała pani Halina. – Ja się nimi zajmę!
   Lila kroczyła szybko w stronę siostry.
   -Tak, tak wszystko będzie pod kontrolą. – słyszała jeszcze ostatnie słowa Haliny. – Nie, nie trzeba…
   Siostry rzuciły się w objęcia.
   -Co się stało? – powiedziała cicho Euralia do ucha Lili. – Kim jest ta kobieta?
   Trząsnęły drzwi od karetki, która szybko pomknęła w dół urwiska.
   -Witam panienko, jestem Halina Menstok. Pracuję z twoją mamą i wyłowiłam twoją siostrę ze studni. – odrzekła kobieta.
   -Ze studni?- zdziwiła się Era i wysunęła się z uścisku siostry.
   -Och, to długa historia Era. Potem ci wszystko wytłumaczę. – wtrąciła się Lila i zajęła się kaszlem.
   Dziewczyna widząc Kapiego przy Euralii, poczuła ogromną potrzebę, aby był przy niej Jacek. Świadomość, że wszystko coraz bardziej się sypie nie pozwalała jej dalej normalnie żyć.
   Gdzie jest ten idiota i co się z nim dzieje, zastanawiała się czując wściekłość na cały świat.  
   Niestety on coraz mniej się nią przejmował. Zbywał ją dla byle czego. Czas spędzony razem nie dawał już takiej satysfakcji. Rozmowa psuła się po wymianie zaledwie kilku zdań. To nie był już ten sam chłopak co kiedyś. Przestało mu zależeć, tylko ona nie potrafiła znaleźć powodu czemu. Co zrobiła nie tak? Jaki błąd popełniła? Brakowało jej go coraz bardziej z dnia na dzień. Coraz większa pustka wypełniała jej wnętrze. Bała się samotności i jednocześnie wiedziała bardzo dobrze, że do tego dojdzie lada moment. Dlaczego tak się łudziła i oszukiwała?
   Kiedyś szaleli za sobą. Teraz żyła już tylko przeszłością.
   Niegdyś spotykali się każdego dnia, a nawet i trzy razy dziennie. Nasunął jej się na myśl jakiś wieczór, gdy siedzieli na plaży miejskiej. Łodzie dobijały do brzegu. Był zachód słońca. Pamiętała jak wtuliła się w jego objęcia i jak położyli się na ciepłym pisku. Wspomniała jak całowali się namiętnie i kochali się pełnym sercem, ale ona przestała mu wystarczać. Każdy kolejny dzień przynosił więcej zawodu, bólu i cierpienia. Wszystko się psuło, każdy szczegół, każda najmniejsza pierdoła zadawała cios prosto w serce bez możliwości odparowania go, ale mimo tego wszystkiego zawsze miała nadzieję na odbudowanie więzi.
   Ból przeszył jej serce.
   Może była za bardzo naiwna? Na pewno była, ale nie mogła nic zrobić. Nie była w stanie, bo to ją przerosło. Czuła się jak idiotka w nie swojej bajce, szukająca szczęścia bez grama prawdopodobieństwa na znalezienie go, a bezradność przybijała ją do ściany coraz mocniej i nie pozwalała oddychać.
   -To ja już pojadę! – odezwał się Kapi, przerywając niezręczną ciszę i wstał ze schodów.
   Jego głos poirytował Lilę. Jego obecność przyprawiała ją o drgawki. Właściwie czemu pozwalała na to, żeby jej siostra spotykała się z takim kretynem. Nienawidziła go od początku i tak będzie do końca.
   -Ale gdzie?- zdziwiła się Era i wymienili między sobą zdezorientowane spojrzenia.
   -Niezłe tu zamieszanie, więc nie będę przeszkadzać. – odparł Kapi, odsuwając się powoli coraz bliżej motoru stojącego na uboczu.
   -No, ale… - zaprotestowała Era i rozłożyła ręce, wyrażając zdziwienie.
   -Kocham cię. – powiedział Kapi i odjechał na motorze.
   Euralia rzuciła wzrokiem na nieznajomą kobietę, ale nie skomentowała nic, a widać było, że słowa cisną jej się na usta.
   Wszystkie weszły do domu.
   Lila postanowiła wziąć gorący, rozgrzewający prysznic.
Euralia zaczęła podlewać kwiaty, akceptując opornie obecność starszej pani i jej swawolność w ich domu, gdzie czuła się jak u siebie, nie odczuwała żadnych ograniczeń i zajęła się przygotowaniem obiadu.
   Gdy Lila zakończyła kąpiel, ubrała się w piżamę i wskoczyła do łóżka pod ciepłą kołdrę. Dziewczyna miała okropny katar i kaszel, bolało ją gardło i brzuch, a na dodatek miała zawroty głowy. Straciła całą energię, którą miała stojąc przed domem i wbrew przekonaniom ciepły prysznic jej nie dostarczył. Chwilę po tym jak dziewczyna położyła się w łóżku do pokoju weszła pani Halina i Euralia. Obie niosły talerze ciepłej zupy.
   Era usadowiła się na swoim łóżku bez słowa z zastygłą, nie wyrażającą żadnych emocji twarzą.
   -Masz dziecko i jedz póki ciepłe. – powiedziała pani Menstok podając Lili talerz rosołu. – Pewnie dawno nie jadłyście takiego prawdziwego obiadu. – dodała i wyszła.
   Zupa była wyśmienita, doskonale przyprawiona, a od samego zapachu ślinka ciekła na język. Po zjedzeniu jej Lila poczuła się zdrowsza i w pełni rozgrzana.
-Wytłumacz mi proszę wszystko, bo jak Boga kocham nic nie rozumiem! – zaczęła Euralia a jej głos przybierał coraz ostrzejszy ton z każdym kolejnym słowem.
   -To był wypadek. – odpowiedziała pewnie Lila. – Zwykły, niefortunny wypadek. Wpadłam do studni…
   -Ja rozumiem wszystko, wypadki się zdarzają, wręcz chodzą po ludziach, ale co ona...?! Co ona tu robi!? Irytuje mnie i nie będę tego ukrywać. – wtrąciła srogo.
   -Wyciągnęła mnie. Szefowa mamy. Zwykły przypadek. Myślę, że mają z mamą bardzo dobry kontakt i czuje się zobowiązana aby mieć nad nami opiekę.
   -To jest obca kobieta, która rządzi się jak u siebie i chodzi po naszym domu, a my jej właściwie nie znamy. Nie wydaje ci się to nieco dziwne?
   Halina weszła do pokoju i dyskusja zatrzymała się na językach bliźniaczek.
   -Smakowało? – zapytała zabierając talerze.
   -Była przepyszna. – oceniła Lila.
   Euralia podjęła znowu, gdy starsza kobieta zniknęła za drzwiami:
   -Nie wiem, co się ostatnio tutaj dzieje. Jesteśmy w trudnej sytuacji i mam nadzieję, że zdajesz sobie z tego sprawę. – mówiła spokojnie, a jej głos był bardzo poważny. -Potrzebujemy wsparcia, bo same nie damy sobie z tym wszystkim rady, nie oszukujmy się.
   -Do czego dążysz?
   -Zawiadomiłam ojca i powiedział, że postara się przyjechać jak najszybciej. – wyrzuciła z siebie jednym tchem.
   -Co? – zdziwiła się Lila. – Co ty zrobiłaś! – wykrzyknęła i zaczęła kaszleć.
   -Z mamą jest źle, rozumiesz? Nie mamy opiekuna i na dodatek przyprowadzasz obcą kobietę do domu! – wybuchła po raz kolejny.
   -To nie jest obca kobieta! – zdenerwowała się Lila.- Dobra, fakt, jest obca, ale dobrze znają się z mamą. Poza tym wyciągnęła mnie za studni, ocaliła mi życie, bo tam na dole, chcę żebyś wiedziała, straciłam nadzieję i byłam przekonana, że umrę. – zakończyła spokojnie.
   Na twarzy jej siostry namalowało się zakłopotanie.
   -Przynajmniej teraz wiem, że zdajesz sobie sprawę z powagi całej tej sytuacji, w której się znajdujemy i jej beznadziejności. – odparła powoli Era.
   -Jak mogłaś to zrobić!- rzuciła z wyrzutem. – Rozmawiałyśmy o tym!
   -Ty nigdy nie zmądrzejesz, chyba! – wstała gwałtownie.
   -Wyjdź! – warknęła Lila. – Nie mam ochoty na ciebie patrzeć.
   Euralia wyszła targana emocjami z pokoju.
   Uspokojenie się zajęło jej kilkadziesiąt dobrych minut. Oddychała głęboko, starając się wyrzucić z głowy wszystkie przychodzące do niej myśli, a każda następna była coraz bardziej bolesna i sprowadzała człowieka stanowczo na twardą ziemię. Chwyciła leżące na biurku chusteczki i opróżniła nos. Odkładając paczkę z powrotem, zauważyła leżącą obok mokrą szmatkę, zarysowującą kontury owiniętego w nią elementu. Natychmiast odwinęła materiał i jej oczom ukazała się kolejna posrebrzana figurka tym razem pegaza.
   Uśmiech mimowolnie wszedł jej na twarz. Będzie dążyć do celu mimo wszystkich przeciwności i nie da za wygraną. Rzeczywistość, która miała nastąpić nie była zbyt wesoła i wręcz czuła dreszcze na całym ciele na samą myśl o ojcu, który niebawem miał się tutaj zjawić. Łza pociekła jej po policzku. Sama nie wiedziała, czy ze szczęścia, bo przecież powodziło jej się w misji, którą podjęła, czy z bólu, który przynosiła przeszłość powoli stająca się bardzo niedaleką przyszłością.
 
-------------------------------------------------------------------------------------
Witam ponownie! Dziękuję za cierpliwość wszystkim, którzy tu są, a mam nadzieję, że tak. Wasze komentarze bardzo zmotywowały mnie do dalszej pracy. Te pozytywne dały efekt samozadowolenia i pokazały mi, że to co robię ma sens. Te negatywne ukazały błędy, ktore popełnialam i dzieki temu wiedziałam, co muszę poprawić.
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał, bo jeśli mam być szczera to czegoś mi w nim brakuje i majstruje przy nim już któryś dzień i nie mam pojęcia co jest nie tak. Może dalibyście jakieś wskazówki co zepsułam.
Nie mam pojęcia ile wam przyjdzie czekać na następny rodział. Do końca roku się na pewno nie wyrobię ;D
Życzę wszystkim pogodnych dni i uśmiechu na twarzy. niech wasza przeszłość, teraźniejszość i przyszłość będą całkiem różnymi historiami i niech ból usunie się z waszego świata. Pozdrawiam!

środa, 15 lipca 2015

Rozdział 10: Przegrana sprawa



   Następnego dnia Lilia obudziła się w wyśmienitym humorze. Otworzyła oczy, wpatrzyła się w biały sufit i uśmiechnęła się do siebie. Dlaczego? Sama nie wiedziała. Przeciągnęła się kilka razy na łóżku. Spojrzała przez okno i oceniła pogodę.
   Ciepło, słonecznie, w najbliższym czasie brak opadów, brak chmur na niebie, myślała i uśmiechnęła się po raz kolejny.
   Wreszcie spuściła na dół nogi, siadając. Bose stopy dotknęły mięciutkiego dywanu. Przetarła oczy. Wykrzywiła lekko twarz, próbując się w pełni rozbudzić i ze zdziwieniem spojrzała na starannie zaściełane łóżko Euralii.
   Wstała, wyprostowała do granic kręgosłup, próbując sięgnąć sufitu, co oczywiście było niemożliwe. Wybrała ubrania i wyciągnęła je z szafy, a potem powoli, włócząc nogami wyszła z pokoju. Skierowała w dół schodów spojrzenie, które wyrażało nic innego jak ,,Halo, gdzie wszyscy się podziali?” i poszła na górę do łazienki.
   Kilka, a nie kilkanaście minut później stała z powrotem przed swoim niepościelonym łóżkiem. Miała dzisiaj wyjątkową siłę do życia i mnóstwo energii. Uporała się z okropnie wymiętą pościelą i zeszła zjeść śniadanie.
   -Era! – krzyknęła, zbiegając ze schodów.
   Nie usłyszała żadnego odzewu.
Po przekroczeniu progu do kuchni dopadła do okna i skontrolowała sytuację.
   Gdzie ona się podziała?, pytała się w myślach.
   Jedząc pyszne śniadanie – płatki z mlekiem – myślami ciągle była przy dniu wczorajszym. W pewnym sensie nie mogła uwierzyć w to co się dzieje. Nie potrafiła sobie wytłumaczyć jak takie zdarzenia niczym z filmu znalazły się w jej życiu. Co to może znaczyć? Myślała też o dalszym sensie drążenia całej historii łańcuszków i stwierdziła, że nie ma mowy o poddaniu się. Zastanawiała się, gdzie dalej szukać, na czym to wszystko polega i jaki krok wykonać następny. Nie miała pojęcia, co teraz powinna zrobić, a jedyną deską ratunku w tej sytuacji była ,,Księga magicznych rzeczy’’. Uprzątnęła wszystko w pośpiechu i skoczyła na górę. Dorwała książkę i siadając na łóżku, wzięła głęboki wdech, kładąc ją sobie na kolanach. Wymówiła słowa wstępu i księga otworzyła na się na stronie teoretycznie idealnie pasującej do jej wymagań, ale niestety była ona cała biała z widniejącym jedynie na środku odnośnikiem do innej lektury o tytule ,,Księga stworzeń magicznych’’.
   Westchnęła i szybkim ruchem wepchnęła książkę pod łóżko, zamykając ją wcześniej niemal w locie z donośnym hukiem. Ruszyła szybkim krokiem do biblioteki. Odnalazła tom, jak się okazało również kopię schowaną pod podłogą, bo oryginał był nieobecny. Zerknęła przelotnie na kształt zamka i siadając ponownie na łóżku dopasowała w niego figurkę wilka. Książka otworzyła się wydając z siebie pomruk niezadowolonego zwierzęcia. Lila zmieszała się i poczuła, że serce zabiło jej mocniej. Powiedziała grzecznie czego szuka przełykając nieustannie nerwowo ślinę i szczęśliwa, że udało jej się osiągnąć to co chciała bez większych problemów, uśmiechnęła się, spoglądając na stronicę.
   Zaczęła czytać:
   -,,Pegaz – zwierzę mające wiele wspólnego z koniowatymi, żyjący i funkcjonujący jak one, wyróżnia się posiadaniem skrzydeł; nie ma zdolności magicznych. Nazwa tego zwierzęcia ma wiele znaczeń: źródło, studnia, piorun lub błyskawica.” – skończyła czytać. – Wiele informacji tutaj nie ma. Jakoś skąpo. – stwierdziła. – W jaki sposób mam powiązać to zwierzę z jakimkolwiek miejscem? – zamknęła z trzaskiem książkę i wsunęła ją pod łóżko.
   Oparła łokcie na kolanach i brodę na dłoniach. Przymknęła oczy. W jej głowie panowała zupełna pustka. Nie wpadła na nawet jeden pomysł. Nie potrafiła znaleźć nic kojarzącego się z pegazem.
   -Potrzebuję czasu, ale z tego co wiem to go nie mam. – wyszeptała cicho.
   Im dłużej myślała tym bardziej uświadamiała sobie beznadziejność sytuacji. Coraz częściej miała wątpliwości, co do ciągnięcia tej sprawy. Jedna jej część zapierała się przy szukaniu. Ciekawość, intryga, upór nie dawały jej możliwości porzucenia poszukiwań. Druga część stanowczo się buntowała. Odbierała, jak mniemała, coraz więcej bodźców nakłaniających ją do porzucenia tego rozdziału w życiu. Niepewność, strach, niedowierzanie sprawiło, że nie była w stanie się zdecydować na wybór jednej drogi. Stanęła na rozdrożu. Była w kropce. Nikt nie mógł jej teraz pomóc i w nikim nie miała oparcia, co było najgorszym z możliwych scenariuszy.
   -Może, że nie dosłownie najgorszym, ale jednym z gorszych… - szepnęła z początkowym zamiarem kontynuowania swojego wywodu, gdyby nie nagły trzask drzwi.
   Otworzyła szeroko oczy, czując zdezorientowanie i zauważyła na wprost siebie Euralię, którą całował Kapi. Skrzywiła się. To było bardzo krępujące. Czuła przeogromną chęć posiadania peleryny niewidki lub chociażby zdolności znikania.
   -Mnie tu nie było. – powiedziała zamykając oczy i wychodząc, a w tym momencie zadzwonił dzwonek.
   Zbiegła szybko po schodach i otworzyła drzwi. Stał w nich Jacek.
   Jej twarz rozpromienił uśmiech od ucha do ucha. To jego właśnie potrzebowała. Chwili relaksu, odpoczynku, ciepła i spokoju. Pragnęła oderwać się od teraźniejszości i odpłynąć w jego ramionach jak najdalej. Na koniec świata i jeszcze dalej.
   -Obiecałem, że wrócę. – uśmiechnął się i pocałował ją czule i delikatnie w czoło. Jego wargi musnęły jej skórę.
   To było za mało. Chciała więcej. Pragnęła tego z całych sił. Gdzie się podziała ta namiętność i porywczość? Gdzie ten polot?
   Wpuściła go do domu i zamknęła za nim drzwi, opierając się o nie plecami. Spojrzała w jego błękitne i głębokie jak morze oczy. Nie była pewna, czego tam szukała, ale z pewnością tego nie odnalazła. Opuściła rozczarowana wzrok i wbiła go w podłogę. Z czubka głowy zsunęły się kosmyki włosów, zakrywając jej twarz. Osunęła się lekko, wyginając swe ciało w łuk i zapierając się nogami kilkadziesiąt centymetrów od drzwi.
   -Jest tu mój brat? – zapytał chłopak.
   Lila otworzyła usta by coś powiedzieć, ale zanim to uczyniła, najpierw wskazała palcem na schody, potem odgarnęła włosy, zerknęła na Jacka i wyszeptała:
   -Z Euralią. Nie przeszkadzajmy im.
   Jacek zbliżył się do niej powoli. Przejechał dyskretnie zębami po dolnej wardze. Położył jej dłonie na barkach. Uśmiechnął się.
   Wyprostowała się.
   Odgarnął jej włosy z szyi. Schylił się i zaczął ją całować w szyję. Był taki subtelny, finezyjny, pełen ciepła i miłości.
   Przechyliła lekko głowę na prawo. Oplotła rękoma jego głowę, opierając przedramiona na jego barkach. Oderwała się od drzwi.
   Zbliżyli się.
   Chłopak zjechał powoli, łagodnie do jej obojczyka. Rozpiął kilka guzików jej koszuli i objął ją gwałtownie.
Zamknęła oczy. Na to czekała. Oddała się mu całkowicie. Zaczął się liczyć tylko ten moment. Przestała dbać o wszystko. Uśmiechnęła się i wypuściła powoli powietrze.
   Zależy mu jeszcze, pomyślała. Kocha mnie. Wszystko wraca do normy. Mój wspaniały.
   -Aniele! – wyszeptała.
   Poczuła na skórze jak wypuszcza powietrze i chichocze cicho. Potem usłyszała bicie jego serca. Najwspanialsza rzecz jakiej można doświadczyć. Udzielił się jej ten spokojny rytm i stanowczość. Była obracana w jego ramionach jak lalka. Pozwalała na to. Czuła jego dłonie na plecach i silny uścisk nie pozwalający jej się oddalić. Ciepłe wydychane przez niego powietrze otuliło jej ciało jak obłok. Jego włosy połaskotały jej lewe ramię.
   Usłyszała z góry jakąś spokojną muzykę.
   Jego ciało zaczęło podążać w jej rytm. Pociągnął za sobą dziewczynę i tak zaczęli się kręcić po przedsionku a ich nogi niemalże nie dotykały ziemi. Robili to z delikatnością, lekkością i uniesieniem.
   Usłyszała pukanie do drzwi. Wzdrygnęła się. Jacek nie przestawał.
   -Zaczekaj. – szepnęła mu do ucha.
   Odepchnęła od siebie nieustępliwego chłopaka. Szybko zapięła guziki i ułożyła w kilka sekund włosy, po czym otworzyła drzwi. Uśmiechnęła się trochę nieszczerze.
   To był listonosz. Przyniósł paczkę do Euralii.
   Zawołała ją z góry.
   Dziewczyna zbiegła w tempie błyskawicy.
Co to takiego ważnego?, pomyślała Lila, ale nie dowiedziała się.
   Jej siostra zabrała przesyłkę i wbiegła z powrotem na górę.
   Lila podziękowała za Euralię listonoszowi i pożegnała go. Zatrzasnęła drzwi.
   Jacek wyłonił się z kuchni.
   -Widziałeś to? – zapytała z niedowierzaniem, wskazując palcem na schody.
   -Śpieszyło jej się. – zauważył i puścił jej oczko.
   Zaśmiała się dyskretnie.
   -Może przejażdżka motorem? – zaproponował.
   -Pewnie. – odparła Lila, chwyciła go mocno za rękę i wyszli na podwórze.
   Nie poinformowała siostry. Zostawiła to w spokoju. Postanowiła się nie wtrącać. Nie chciała nic wiedzieć, ani mieć z tym coś wspólnego.
   Chłopak z gracją założył czarny, stylowy kask, a potem pomógł Lili.
   Siedząc już wygodnie na motorze, Lila oplotła jego ciało rękoma, zamykając je w silnym objęciu.
   Jacek zacisnął schowane w rękawicach dłonie na kierownicy i odpalił.
   Przyległa do jego pleców i cmoknęła go w kark. Zauważyła w lusterku jego uśmiech. Przykleiła policzek do jego łopatki i tak już pozostała.
   Ruszyli powoli, nabierając z chwili na chwilę rozpędu. Wiatr rozwiał jej nie w całości schowane pod kaskiem włosy. Warkot silnika zagłuszył nawet szum gniewnego i nieziemsko głośnego morza.
   Jechali w dół urwiska do centrum miasteczka Wenetan. Było to stosunkowo niewielkie miasto i sporo zacofane w czasie. Mieszkańcy nie znali tam nowoczesnych technologii: internetu, telefonów komórkowych. Żyli własnym, spokojnym i beztroskim życiem. To miejsce niewątpliwie kojarzyło się z Arkadią. Samochody spotykało się sporadycznie. Po ulicach jeździły jedynie karetki wzywane od czasu do czasu. Ludzie używali rowerów, ale głównie chodzili na pieszo.
   Lila przyjechała tutaj z dużego miasta, z Heatseable. Na początku była wyrzutkiem. Ona i jej siostra miały skuter, laptopa, kilka nowych gadżetów. Nie były tutaj przyjaźnie witane. Ewidentnie nie pasowały do towarzystwa.
   Jacek i Kacper to synowie jednej z najbogatszych rodzin w mieście. Zaopiekowali się bliźniaczkami. Od razu coś między nimi zaiskrzyło. Dwie siostry i dwóch braci spotkali się w jednym małym miasteczku, gdzie wszystkie drogi prowadzą do centrum i gdzie każdy znam każdego. Coś było na rzeczy. Coś było w powietrzu. Wszystko było odgórnie zaplanowane. Takie, bynajmniej, odnosiło się wrażenie.
   W centrum miasta znajdowała się studnia. Właśnie stamtąd odchodziły drogi we wszystkich kierunkach.
   W mieście znajdowała się piekarnia, kuźnia, biblioteka, bank, szkoła, kościół, fryzjer latarnia, kilka domów rybaków, ratusz, szpital, apteka i kilkanaście kamieniczek oraz jedyna i niepowtarzalna Willa na urwisku Setar.
   Lila zerknęła na zdradliwe morze. Wyglądało na zupełny raj na ziemi, a zginęło w nim już tylu rybaków. Wszystko przez to, że zatoka była otoczona wysokim i niebezpiecznym klifem. W tym małym kawałku ogromnego oceanu występowało tak wiele płycizn i tworzyło się tyle wirów, że tylko ci najbardziej doświadczeni potrafili dać sobie radę. Nawet najstarsi twierdzili, że za każdym razem kiedy wydaje się, że już widzieli wszystko ta woda wymyśla kolejne pułapki. Jest jak żywe zwierze, złapane, nieujarzmione i zamknięte w zatoce niczym w klatce.
   W centrum miasta był okrągły Plac Rekela wyłożony brukiem i otoczony starymi, ale wciąż w dobrym stanie kamienicami. Na wprost znajdował się ratusz z wysoką wieżą, na której błyszczał duży, srebrno-złoty zegar. Po lewo był Kościół również z wieżą, ale była ona nieco mniejsza od tej ratuszowej. Od tego miejsca odchodziło 7 dróg. Po środku znajdowała się zabytkowa, kwadratowa studnia ze słomianym daszkiem. Zazwyczaj plac ten był zastawiony różnorodnymi straganami, ale dziś była niedziela, czyli jedyny dzień, w którym nie ma targu. Sobota jest natomiast tym, w którym występuje zwiększony ruch i tłok jak na dworcu kolejowym.
   Dojechali jak najbliżej studni.
   Chłopak wyłączył motor.
   Warkot ustał. Zapadła głucha cisza przerywana krzykami latających po niebie mew. Gdzieś pod kamieniczkami spacerowała para starszych ludzi. Po drugiej stronie szła pani z psem na smyczy. Była bardzo odświętnie ubrana: marynarka, białe rękawiczki, szpilki i czarny kapelusz na głowie z dużym rondem.
   W kościele zabiły dzwony, przypominając o zbliżającej się mszy. Z kamieniczek powychodzili starsi ludzie i nieliczni młodzi. Zaczęli pędzić na złamanie karku do kościoła, co było z jednej strony uzasadnione, ale z drugiej wręcz śmieszne.
   Kościółek był w istocie mały i mógł pomieścić niewielką liczbę osób, jednakże niewielu do niego chodziło. Nie było powodu aby tak się śpieszyć i zajmować miejsca, bo ich tak naprawdę było pod dostatkiem.
   Lila zdjęła kask, spod którego wylała się fala długich włosów. Podeszła do studni i oparła się o jej ściankę.
   -Chłodno dziś prawda? – powiedziała.
   Ubrana była jednak nie za ciepło. Miała niebiesko-białą koszulę w drobniutką kratkę, szczupłe jeansy – rurki oraz szare trampki.
   -Prawda. – potwierdził Jacek.
   On natomiast miał na sobie czarną, skórzaną kurtkę, takiego samego koloru spodnie i białe adidasy.
   -Jesteś dziś wyjątkowo rozmowny. – zauważyła Lila i spuściła  wzrok.
   -Myślę. – odparł Jacek i zbliżył się powoli.
   -Umawiasz się ze mną żeby myśleć?! – zdenerwowała się i wyciągnęła ręce w przód aby go zatrzymać na wyznaczoną odległość. -Więc, nad czym tak myślisz? – zapytała i załapała go za rękę.
   -Mam parę problemów. – stwierdził.
   Pociągnęła go do siebie i zarzuciła mu na szyje ręce.
   -Istotnych w tym momencie tak bardzo? – uśmiechnęła się.
   Objął ją w pasie i wyszeptał do ucha:
   -W tym momencie niewiele oprócz ciebie jest ważne.
Pocałowała go namiętnie, ale niemal natychmiast wyczuła jakiś opór. Przestała zdezorientowana. Odsunęła go od siebie lekkim ruchem. Spuściła głowę i wzięła głęboki wdech. Zauważyła na ściance studni dziwną złotą linię. Zaintrygowało ją to.
   Jacek zerknął na swoje spodnie.
   -Jasna… – krzyknął
   Wzdrygnęła się i spojrzała na niego z wyrzutem.
   Widać było jak wstrzymuje cisnący mu się na usta potok niecenzuralnych słów. Zrobił niewinną minę i bezskutecznie próbował zetrzeć plamę ze spodni. – Moje nowe spodnie od wujka z Heatseable! Jasny gwint! – rzucił na nią jeszcze raz wzrokiem, a ona ani drgnęła i nie zmieniła też swojego rozzłoszczonego wyrazu twarzy. – Przepraszam cię, Lila, ale ja jadę do domu.
   -Że co? – rozczarowała się jego zachowaniem. – Twoje spodnie są ważniejsze ode mnie! – wściekła się. – Fajnie wiedzieć! – krzyczała głośno.
   Spróbował ją delikatnie uciszyć, ale to dało przeciwny rezultat. Umknął od jej piorunującego wzroku.
   -Rób, co chcesz! Mów co chcesz!  – rzucił Jacek i zaczął zakładać kask. –  Moje nowiutkie spodnie! Kosztowały majątek! – wyżalił się do siebie. - Kocham cię! – dodał jeszcze wsiadając na motor i odjechał.
   Ale egoista, pomyślała Lila i nie mogła wyzbyć się opanowującego ją zdumienia i zdębienia. Z kim ja się zadaję? Czy lokuję swoje uczucia i nadzieje w dobrym człowieku? Boże daj mi siłę!
   Patrzyła tępo jak znika za rogiem kamienicy. Zacisnęła ze złości dłonie i poczuła jak napływają do jej oczu łzy. Rozejrzała się zdenerwowana i otarła szybkim ruchem dłoni spływające po policzkach łzy.
   Nie traciła już więcej czasu. Zaczęła ścierać ścianę starej studni. Odrzuciła wszystkie dręczące jej myśli. Wyciszyła się i uspokoiła oddech. Odnalazła cierpliwość. Po kilku minutach wytarła wszystko. Ukazały się złote kontury błyskawicy.
Oczyściła brudne, osmolone dłonie o spodnie. Zerknęła na nie później. Skrzywiła się na myśl o tym jak ciężko będzie je doprać.
   Jasne, zrozumiała nagle. Studnia to źródło wody, a błyskawica, piorun upewnia mnie jeszcze w tych przekonaniach. Wszystko wiąże się z pegazem. Właściwie to ze znaczeniem tego słowa. Tylko gdzie to może być ukryte? Może jakaś podpowiedź?
   Zaczęła się emocjonować. Od środka rozpierała ciekawość. Jednocześnie była niepewna.
   Zerknęła w głąb studni, znajdując jedynie chłód. Jej postać odbiła się niewyraźnie w ciemnej wodzie. Oparła lekko ręce o murek. Wzięła głęboki wdech, znajdując spokój i ukojenie.
   Ściany wewnętrzne zaszły zieloną, lepką mazią. Woda nie nadawała się już do picia.
   Nagle poślizgnęła się. Dłonie zsunęły się ze śliskiej krawędzi. Przepełniona ostatkiem nadziei próbowała jeszcze złapać się czegokolwiek, ale było już za późno. Leciała w dół. Pochłonął ją półmrok. Powiało chłodem. Machała rękoma i nogami szukając jakiejś deski ratunku. Otarła ostro łokieć. Wpadła do wody, tracąc oddech. Rana zaczęła niemiłosiernie piec. Przeszył ją dreszcz po nagłej zmianie temperatury otoczenia. Chciała krzyknąć. Zapomniała o wodzie. Straciła całe powietrze. Zachłysnęła się. Widziała jak granica woda-powietrze oddala się. Mimo wykonywania licznych ruchów nie potrafiła się przesunąć w górę. Jej ciało drętwiało. Oczy piekły. Zebrała w sobie ostatnie siły i wykonała gwałtowny i skuteczny ruch.
   -Pomocy! – zaczęła krzyczeć, łapiąc oddech, ale nikt jej nie słyszał. – Pomocy! – spróbowała jeszcze raz i po raz kolejny słyszała tylko wiatr wiejący na zewnątrz.
   Woda była lodowata, a Lila z trudem utrzymywała się na powierzchni.
   Serce biło jak młotem. Ciało odmawiało współpracy. Brakowało jej oddechu. Zderzyła się ze świadomością, że nie daje rady. Poczuła bliskość śmierci. Była bezradna.
   Głowa znów zanurzyła się w wodzie. Spanikowana szybkimi ruchami uniosła się i złapała oddech.
   -Pomocy! –spróbowała jeszcze raz, ale nie przyniosło to żadnych rezultatów.
   Dała za wygraną. Rozluźniła mięśnie. Stała się taka ciężka. Nabrała najwięcej powietrza jak potrafiła. Zaczęła się osuwać w dół. Było coraz ciemniej i zimniej.
   Śmierć. Co czuje się gdy się umiera? Odpowiedzi na to pytanie szukają wszyscy i nikt jeszcze jej nie znalazł. Ona zaraz tego doświadczy. Przegrała sprawę, życie, rodzinę i wszystko co kochała. Przegrała ze sobą. Czy było warto? Nie było. Po prostu nie potrafiła przestać we właściwym momencie.
 -----------------------------------------------------
   Hej wszystkim! Może nie ma już z czytelników tego bloga nikogo. Wiem, że bardzo go zaniedbałam, was zaniedbałam. Widzę cały czas sens w tworzeniu tego co tworzę. Cały czas piszę, ale brak czasu. Tak, każdy tłumaczy się brakiem czasu, a wszyscy dobrze wiedzą, że są granice cierpliwości i wytrwałości w oczekiwaniu na następny post. Mam nadzieję, że wam się podobało to co stworzyłam. Następnym razem nie będę obiecywać, że coś wstawię, bo na prawdę nie mam pojęcia kiedy to zrobię. Czas płynie i nie stoimy w miejscu. Pozdrawiam i czekam na opinie <3